niedziela, 18 maja 2014

Powrót do normalności cz.2.

Droga taxówką na SOR wydawała mi się nieskończenie długa. Lał deszcz i było zimno. W izbie przyjęć zaskoczyła mnie reakcja pracownika, może mniej-więcej w moim wieku. Ratownik w sekundzie podstawił wózek i zawieźli mnie na salę z parawanami. Szybko pobrali krew, musieli tez oznaczyć mi grupę, bo nie wiedziałam jaką mam. Przyleciało 3 pielęgniarzy i kilku lekarzy. Biegali i szeptali.W końcu zmusiłam ratownika by powiedział co się dzieje...Nawet męża do mnie nie wpuszczali, musiałam leżeć, nawet nie mogłam usiąść czy skorzystać z łazienki. Gdy usłyszałam: "Podejrzewamy, że ma Pani zawał", zmroziło mi krew w żyłach. Poprosiłam o wpuszczenie męża...Powiedziałam mu co jest. Potem kilka minut płakałam i szeptaliśmy czułe słowa, a 40 minut oczekiwania na wynik badania krwi i oznaczenie troponin było wiecznością. Wynik na szczęście nie pokazał obecności enzymów zawałowych w mojej krwi. Kolejną krew zrobili za jakiś czas- sprawdza się czy coś się zmieniło. W tym czasie zawieziono mnie na rtg i echo serca. Miałam też jeszcze ze 2 ekg. Wciąż "paskudne" jak twierdzili wykonujący...Ekg pokazywało niedokrwienie i już.
O czym wtedy zalana łzami myślałam? Że to niesprawiedliwe co się dzieje, że jestem taka młoda i w miarę zdrowo żyję ( w porównaniu do znajomych moimi grzechami było niejedzenie śniadań i kawa na czczo, no i dużo stresów ), może tylko ostatnio byłam ciut destrukcyjnie znerwicowana...Nie chciałam uwierzyć, to co się działo było jak koszmar...Strach był coraz silniejszy, ogarnął mnie lęk przed śmiercią- myślałam " nie byłam nawet mamą...", zawały w wieku przed 40 rokiem życia są najgroźniejsze i zbierają okrutne żniwo, bo młode serce nie umie się bronić.
Przygotowano mnie do koronarografii i przewieziono na OIOK gdzie podłączono do aparatury. Kilka dni tam spędziłam, nie mogąc wstać nawet do toalety, pod obserwacją. Kardiolodzy nie umieli jednoznacznie powiedzieć co się dzieje i co to spowodowało, choć ich diagnozą było, że to polekowe powikłanie albo czynnościowe na podłożu nerwowym, może też jakiś zespół żołądkowo-sercowy. Bo problem jedzenia wciąż trwał, w końcu upłynął tydzień gdy nie jadłam i zaczęłam słabnąć. Brat i mąż byli przy mnie codziennie...niestety nie bardzo umieli mnie pocieszyć, kilka razy dziennie płakałam. Na pewno ich obecność sprawiała, że chociaż nie czułam się opuszczona i samotna. Jednak patrzenie na moją rozpacz, załamanie i ból nie było łatwe i ich oczy mi to pokazywały.
Ponieważ wydawało się, że sytuacja została opanowana, bo nie pogarszało się, mój mąż wraz z ordynatorem zaplanowali przewiezienie mnie do innego szpitala, gdzie był oddział gastroenterologiczny. Ostateczna diagnoza była o tyle dobra, jak "zawał bez zawału", echo i krew zaprzeczały, ekg potwierdzało. Niemniej z pracą serca było nie tak- minimalny wysiłek jak siedzenie to było dla mnie 120-150 uderzeń serca...spoczynek koło 90-100 ( powinno być 70-80).
W dniu przewiezienia, wszyscy wspaniali ludzie, których poznałam, ze wzruszeniem żegnali mnie, życzyli zdrowia i nazywali "słoneczkiem", "czarodziejką", "ich szybką" i nawet jedna Pani nawet mnie wycałowała. Nigdy nie zapomnę troski i uwagi jaką przez całe doby poświęcali mi pielęgniarze i lekarze- wspaniała ekipa ludzi umiejących ze sobą współpracować i dających z siebie naprawdę wszystko.

W 2 szpitalu było już inaczej, " normalnie". Nie było już takiej troski, obchód 2x dziennie, pielęgniarek zbyt mało i wieczne oczekiwanie...Na plus za to było tempo badań, wprost zabójcze ;) Gdyby weekend nie pokrzyżował planów, w ciągu 3 dni byłabym po serii badań wszelakich, które co prawda nie wykazały wiele złego ani groźnego, niemniej były musowe- gastroskopia, kolonoskopia, pasaż jelit. Minął 2 tydzień. Tu też lekarze jednoznacznej odpowiedzi mi nie dali co spowodowało mój zły stan, choć skłaniali się do nieszczęsnej reakcji na antybiotyki. Grunt, że krwawienie z przewodu pokarmowego ustało, a bóle się zmniejszyły, no i zaczęłam jeść i nie musiałam być dożywiana kroplówkami. Niestety blisko 4 kg, których przytycie zajęło mi 5-6 lat, zniknęło w 2 tygodnie. Dzień powrotu do domu, był dla mnie świętem.

Nie było jednak łatwo- okazało się, że wejście na 3 piętro to dla mnie Giewont ;(
I nie był to koniec złych wiadomości...cdn.

23 komentarze:

  1. Bunny Kochanie, ile Ty się wycierpiałaś już do tej pory. Najważniejsze, żeby w końcu lekarze postawili właściwą diagnozę, bo wtedy przynajmniej wiadomo jak leczyć. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej, bo to stanowczo za dużo jak na jedną osobę... Nawet nie wiem, co napisać, żeby pocieszyć...Jesteś młoda i dobra, zasłużyłaś na szczęście i zdrowie jak nikt inny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana moja córka ma 5 lat i jest tzw."niejadkiem". Lekarze i wszycy w rodzinie obwiniali mnie że to przeze mnie jej złe nawyki żywieniowe. 4 razy już leżałyśmy w szpitalu, co roku tam trafiamy na okres jesienny. Ostatnio w końcu została zdiagnozowana po gastroskopii: stan zapalny przewlekły i zakażenie Helicobacter pylori. Jak czytam co piszesz to aż się boję końca Twojej opowieści :( Mała ciągle na lekach dla anorektyczek bez tego nie chce jeść i od 2 lat praktycznie nie przybrała na wadze. Zakażenie H. pylori niby zaleczone, stan zapalny wiadomo, że tak szybko nie zejdzie. Teraz odstawiłam jej leki i wracamy do punktu wyjścia znowu spada z wagi i apetyt marny:( Podejrzewam u niej grzybice bo zajady są i przy pupie wyszedł stan zapalny. Jutro biegniemy do lekarza:( Ciagle jakieś problemy z tym jej brzuszkiem. Tak bardzo się o nią martwie:( Pozdrawiam gorąco i życzę dużo zdrówka! Emila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne ;( Nie odpuszczaj! Pukaj do drzwi wielu lekarzy, az znajdziesz takiego ogarnietego z powolaniem. Wielu pediatrow lekcewazy brak apetytu jako histeryczne podejscie matek, ale to jest duzy problem. Z moich doswiadczen- staraj sie dawac dziecku jesc to co lubi i to co jest wartosciowe. Zmuszajac je do jedzenia tego czego nie lubi tylko wzrosnie jej frustracja i niechec do jedzenia w ogole- na moim przykladzie ;( z czasem smaki sie zmieniaja, ja dzis jako dorosla osoba malo czego nie jem. I niech je czesto a po troszeczku, nie wciskaj czasem na sile-ja tak mialam :/ i zdrowka ;*

      Usuń
  3. Kochana to co przeszłaś nie mieści mi się w głowie. Ile się ocierpiałaś, i w dodatku ten strach o siebie. Z całego serca życzę ci, żeby w końcu lekarze odkryli co ci dolega.
    Pozdrawiam ankaa86

    OdpowiedzUsuń
  4. Bunny, już nie płacz więcej, ciesz się bliskimi i myśl tylko dobrze:)
    Daga

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku Bunny, czytałam bez zmrużenia oka, straszne.. Najgorsze ze to nie opowieść tylko prawda, nie wiem co powiedzieć, mam nadzieję, że wszysto bedzie dobrze ! Życzę CI duuuuużo zdrowia :* Trzymaj sie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymaj się, dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju Co tobie się bidulko złego porobiło mam nadzieję,że dojdziesz do zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bądź silna, zobaczysz, że wrócisz szybko do zdrowia! Dbaj o siebie koniecznie. Trzymam za Ciebie kciuki :*
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Bunny, przeczytałam oba wpisy ze wzruszeniem. Bardzo Ci współczuję problemów zdrowotnych bo sama wiem co to znaczy. Wracaj do zdrowia i tu do nas na bloga bo bardzo pusto tutaj bez Ciebie, nawet gdyby to miałaby być notka 'będę za x czasu ale będę'. Życzę Ci dużo zdrowia i wytrwałości w walce z tym co Cię spotkało, jestem pewna że się przyda. Buziaki kochana. S

    OdpowiedzUsuń
  10. Bunny straszne jest to, co czytam...serio, uważam się za człowieka mało wrażliwego na cierpienie innych i w ogóle mało okazuje pozytywnych emocji, ale poruszyło mnie to bo ja mam tak samo. wiele sytuacji jakie wymieniłaś, pojawiają/pojawiały się u mnie.
    z tym trybem życia to wiesz, ja też nie jadam śniadań bo po 1 nie mam czasu nie chce mi sie, po 2 nie umiem bo chce mi sie rzygać, ja jem dopiero w nocy przed snem. no i u mnie tak samo kawa + fajki i często leki...byłem lekomanem i nadal biorę ich bardzo dużo, prawie codziennie na przeciwbólowych, ale jakoś nie ma tragedii jeszcze więc bagatelizuje wszystkie złe samopoczucia. wiem ze to głupie, ale jakoś wole chyba nie wiedzieć co mi jest lub może być, niż się zamartwiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do czasu to wszystko. Przeciwbole dlugotrwale stosowane niszcza zoladek i ogolem przewod pokarmowy, wiec jesli cos cie czesto boli idz do lekarza. Uwierz ze lepiej wiedziec i to jak najszybciej co jest, bo wtedy latwiej sie leczy i wiadomo jak trzeba zmienic zycie by przeszlo lub bole minely.
      I nie brac lekow w ciemno, tylko na podstawie wielu badan, czesto bolesnych czy nieprzyjemnych-gasto i kolonka np., wynikow stosowac dobrane leki.
      Kazdy lek na jedno pomaga a na inne szkodzi wiec jestes w blednym kole moj drogi ;(

      Usuń
    2. wiem, zdaję sobie z tego sprawę, często biore sam na własną rękę antybiotyki i ostatnio nawet bez osłonki, brzuch mnie bolał jak diabli

      Usuń
    3. z głupoty podejmujesz ogromne ryzyko...rzekomobłoniaste zapalenie jelit może zabić ;/ warto ryzykowac? u mnie trochę inna sytuacja, że oslonki nie działają brane nawet w dużej ilosci.

      Usuń
  11. Bidulko współczuję, mam nadzieję, że wszystko się ułoży i szybciutko wrócisz do zdrowia. Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  12. Wzruszyła mnie twoja historia ,życzę C żeby lekarze trafie Cię zdiagnozowali i skutecznie leczyli.Pozdrawiam cieplutko Aga:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Taka fantastyczna dziewczyna i ma takie trudne sytuacje. Bardzo Ci współczuję, z wielkim smutkiem czytałam Twoja relację zdarzeń. Musisz być silna, nie możesz się poddawać, pamiętaj o pozytywnym nastawieniu- ono czyni cuda! Moje słowa mogą wydawać Ci się pustymi frazesami ale pamiętaj, że wola walki może bardzo pomóc. Za nie długo wrócisz do formy- zobaczysz! Pomodlę się za Ciebie dzisiaj. Trzymam kciuki! Pozdrawiam ciepło.
    Lidia

    OdpowiedzUsuń
  14. Bunny dużo zdrowka i siły by to przetrwać!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeśli masz taką reakcję na duomox to może masz uczulenie na amoksycylinę, jak byłam młodsza to cały czas miałam anginę i non stop dawali mi duomox a teraz mam przewlekłe wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Na samym początku musiałam brać około 15 tabletek dziennie osłonowe, na wrzody, na ból, na krzepnięcie krwi masakra. Na szczęście jest dużo stron internetowych dotyczących takich problemów i miałam możliwość poczytania i dowiedzenia się czegoś. Teraz nie biorę już żadnych leków bo czułam się tylko coraz gorzej a jelita staram się regulować dietą. Na nadżerki w przewodzie pokarmowym bardzo dobrze działa aloes, który piję codziennie ale i tak wypracowanie tego co mam teraz zajęło mi 4 lata. Mam nadzieję, że wszystko Ci się jakoś ułoży i obędzie się już bez makabrycznych momentów tu możesz poczytać praktycznie o wszystkim związanym z jelitami http://j-elita.org.pl/ a to bardzo ciekawy blog http://www.tlustezycie.pl/ oczywiście wszystko trzeba dopasować do siebie i nie kierować się radami na ślepo ale nie posądzam Cię o owczy pęd ^^ jeszcze raz powrotu do zdrowia ;* Kladudia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki i wzajemnie ;* niestety przy wzj jeszcze sie ocierpisz ;( tak jak ja przy IBS...tyle, ze moje dolegliwości to nic w porównaniu z twoją chorobą...

      Usuń
    2. najważniejszy jest optymizm ^^ bywa okropnie ale zawsze mogło być gorzej ^^ staram się odżywiać jak najzdrowiej i unikać np. mleka i kilku innych rzeczy ale czasem okazuje się że coś co mi nie szkodziło nagle zaczęło więc to taka trochę syzyfowa praca ;/ ale z uśmiechem na ustach zawsze łatwiej ^^ Klaudia

      Usuń
    3. na pewno, ja z natury jestem raczej realisto-pesymistką ;D
      optymizm i spokój przychodzi dopiero wtedy, gdy najgorsze emocje juz przepracujemy.
      tak, podłe to, że mozna opracować sobie diete, a tu nagle bach! i zaszkodziło nam cos "pewnego" ;/

      Usuń

Komentarze są moderowane, wyświetlą się po mojej akceptacji.
Nie udzielam porad fryzjerskich!
Będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Dziękuję za każdy komentarz i odwiedziny ;*