poniedziałek, 16 lutego 2015

16.02.2015

Chcę napisać co u mnie. Jeśli jesteście zainteresowani czytajcie, jeśli nie to wiadomo co robić- [X]

Odnośnie przeszczepu flory jelitowej.
Dostaję od Was sporo maili, bardzo jest mi przykro, że tak wiele osób zmaga się z problemami jelitowymi, w tym z infekcją c diff jak ja wcześniej ;( To okropne, że wciąż wielu lekarzy nie ma pojęcia z czym ma do czynienia, albo bagatelizuje problem!
Jedyne co mogę dla Was zrobić to przekierowuję Was. Dajcie czasem znać jak historia się potoczyła. Nie musi być szczegółów, tylko czy do zabiegu doszło i jak się dziś czujecie.
U mnie mija właśnie 12 tygodni od zabiegu.
Do 8 tygodnia "po" drżałam przed nawrotem (choć ja je miałam w 3 tygodniu, no ale źródła podają, że zagrożenie jest do 8 tyg.). Teraz jem już wszystko. Oprócz śmietany i mleka. Nie jem zup i sosów ze śmietaną, ani nie piję mleka. Przetwory mleczne jak najbardziej są ok- jogurty, kefiry, serki homo itp. Cała reszta "wchodzi" i nie ma większych pogorszeń ze strony układu pokarmowego. Minęły zgagi i bóle w nadbrzuszu, a nie stosuję IPP, Ranigastu, Manti itp.
Jedno czego jestem pewna, to  jeżeli przesadzę z glutenem, ns. dnia po rannym spacerku do wc mam skurcze jelit do południa ;/ Jeżeli jednak się pilnuję, pojem dużo fajnych dla jelit rzeczy- błonnik ( najlepiej ten rozpuszczalny), jogurty z dobrymi bakteriami- to żyję już jak normalny człowiek!
Jestem przeszczęśliwa, a moja rodzina odetchnęła z ulgą.
Oczywiście uważam na siebie, żeby się nie przeziębić i jem tylko to, co sama zrobię albo jest z pewnego źródła. I dbam o świeżość tego co jem. Gotuję codziennie lub co 2 dzień, nigdy nie jem niczego co w lodówce jest dłużej. I nie jem śmieciowego żarcia.

Odnośnie życia...
Zniknęłam na chwilę, a teraz może uda się wrócić.
Życie pisze niesamowite scenariusze...
Miałam ruszyć do pracy, a na razie to się nie stanie. Po śmierci mojego ukochanego dziadka w listopadzie, w grudniu tuż po świętach, w wypadku zmarła nagle moja babcia- zaczadziła się w mieszkaniu w bloku! Na jej pogrzeb przyleciał z USA mój tata, a w dniu wylotu, 5 dni później, na lotnisku tuż przed nadaniem bagażu stracił przytomność ;/ Dzięki szybkiej reakcji pracowników Okęcia udało się mu uratować życie.
Trafił do warszawskiego szpitala z podejrzeniem udaru...dobę był nieprzytomny/bez kontaktu.
To były chyba kolejne najczarniejsze chwile mojego życia. Towarzyszyło mi uczucie jak na pogrzebie dziadka- że za moment zwariuję...było mi słabo i zimno, ręce drętwiały i traciłam czucie, myśli mąciły najprostsze działania. W drugiej dobie szpitalnej, po tomografii i innych badaniach okazało się, że to nie udar, lecz...zawał prawdopodobnie z wcześniejszym atakiem padaczkowym (tej jednak nie stwierdzono)! Przewieziono go z OIONu na OIOK.
Przytomność odzyskał, lecz kolejne badania były bezlitosne- musiał mieć natychmiastowo robione bajpasy. Z założenia miało być ich 3, zrobiono chyba 5...
Operację przeżył, w szpitalu spędził miesiąc. Olbrzymie podziękowania dla warszawskich kardiologów i kardiochirurgów- jesteście niesamowici!
Teraz tata jest już u mnie, każdego dnia pod moimi "skrzydłami". Moje życie zawodowe musi w takich okolicznościach znów zaczekać.
Przede mną jeszcze remont domu po dziadku, żeby móc przestać mieszkać na stancji.
Czuję się jak na karuzeli. Wszystko wali się na głowę.
Jednak jestem dobrej myśli.
Bóg ocalił mojego tatę, bo wiedział jak bardzo jest mi potrzebny po tylu latach rozłąki. Lekarze mówili, że miał 15% na przeżycie i się udało. Operacja jak na razie nie miała powikłań. Tata czuje się znośnie, są gorsze momenty, ale ŻYJE i wierzę, że będzie całkowicie sprawny, samodzielny za kilka miesięcy.
W walentynki byłam u dziadka na grobie i wiecie co mi się przydarzyło? Kiedy z nim rozmawiałam, nagle usłyszałam szelest, a byłam całkiem sama... śliczna ruda wiewiórka skoczyła obok mnie, popatrzyła na mnie i przemknęła wokół grobu dziadków.
Kolejny znak.
Muszę wierzyć, że wszystko dobrze się skończy. To tylko kolejna próba i muszę wykazać się cierpliwością, wytrwałością, odpowiedzialnością, ogromem miłości i oddania.
Trzymajcie kciuki za mnie i tatę.
Do następnego Kochani!