poniedziałek, 2 września 2013

Ślub wspomnienia cz.1 przygotowania, bukiet, fryzura, makijaż, droga do urzędu

Powoli, moje wcześniejsze życie wraca do normy, więc znalazłam czas by zacząć opisywać wydarzenia z "wielkiego dnia".
Mam nadzieję, że wpis okaże się dla Was ciekawy, Kochani Czytelnicy, że poczujecie się tak, jakbyście byli przy mnie tego dnia...

Noc przespaliśmy z A. spokojnie. Tzn. rozmawialiśmy chyba do 2-3 rano, wspominając jak się poznaliśmy, jak te 10 lat się potoczyło, w jakim momencie życia jesteśmy teraz i jakie mamy plany na przyszłość. Podczas rozmowy, leżąc w łóżku przytulona do A. czułam, że to on jest moim całym światem, nie miałam już najmniejszych wątpliwości. Jego delikatne gładzenie mnie po plecach w miarowym rytmie sprawiło, że zasnęłam szybciej niż się spodziewałam- obawiałam się nieprzespanej nocy...
Spaliśmy do 9! Obudziliśmy się tuż przed przyjazdem naszych "starszych" od strony A. ;D
( Mieliśmy 2 pary "starszych"- od mojej strony również).
Przyjazd mojej kochanej E. ( moja przyjaciółka i jednocześnie dziewczyna R.- brata mojego A.) bardzo szybko rozładował jakiekolwiek napięcie.
Panowie pojechali po mój bukiet ślubny, a my "kawkowałyśmy" i zaczynałyśmy zabiegi upiększające.
Tu powinnam chyba wspomnieć o co chodziło z moim bukietem.
Postanowiliśmy z A., że to on ma pojechać i kupić mi odpowiedni bukiecik- dałam mu tylko wytyczne- jakie mam oczekiwania- żeby był mały, czerwono-biały z róż, albo róże czerwone albo białe- jakie będą ładne w pobliskiej kwiaciarni. Miałam pełne zaufanie, że bukiecik będzie piękny, skromny i elegancki- w końcu przez te 10 lat dostałam od niego wiele różnych kwiatów.
Samo to, że po niego pojechał i miał mi ofiarować, miało znaczenie symboliczne i wg. starego ludowego obyczaju ( wiecie o co chodzi- on mi kwiatki, ja mu siebie ;D).
Moje Kochanie tak się stresowało, że mi się bukiet nie spodoba, że kupił mi 2 w różnych kwiaciarniach i do tego, pierwszego w moim życiu storczyka w doniczce! Jak zobaczyłam chłopaków wchodzących z taką ilością kwiatów to pomyślałam, że coś im chyba się przydarzyło albo ślubu nie będzie- hahahaha...
Oba bukieciki były śliczne, wybrałam do ślubu jednak ten elegantszy.
Pewnie nurtuje Was dlaczego nie zleciłam wykonania "idealnego" bukietu wcześniej...
Ze względu na symbolikę i zaangażowanie mojego A. ( taki ostateczny test ;)) a także koszta.
Kiedy w kwiaciarniach pytaliśmy o niewielki bukiecik ślubny to ceny wahały się 100-600zl!
A za moje bukieciki A. dał niecałe 30zł...Babeczka w kwiaciarni chyba coś przeczuwała, że to może być na ślub, bo tylko zapytała "taki jak ślubny?" i mój A potwierdził, jednak zaznaczał, że bukiet jest na elegancką imprezę, nie na ślub.
Oczywiście nie oceniam osób z nieograniczonym budżetem ślubnym, gotowym wydać na bukiet kilka setek...ich sprawa i ludzi, którzy wiadomo, że chcą zarobić. Jednak ja czułam się trochę oszukana oglądając bukieciki i widząc, że "nakład" materiału i pracy nie idzie w parze z ceną.
W każdym razie bukiecik był z moich marzeń, sama bym go lepiej nie zaprojektowała, więc A. pochwaliłam i wycałowałam.






Było już koło 12, więc A. zabrał się za moją fryzurę.
Celowo włosy umyłam dzień wcześniej na wieczór, ponieważ wymodelowanie od świeżo umytych zajęło by nam kilka godzin no i nie wyglądałyby idealnie- najpiękniej wyglądają włosy czesane 1-2 dniowe i fryzura trzyma się wtedy doskonale.
Włosy myłam szamponem Eva brzoskwinia i na to maseczka z Loreala total repair extreme (kocham ten duet!)
Zwilżyliśmy włosy wodą i A. wyprostował mi je suszarką i szczotką, pasmo po paśmie mocno odbijając od skóry i podkręcając końce. Zajęło nam to chyba koło godzinki do zamierzonego efektu. Fryzurę utrwaliliśmy mgiełką lakieru Isana z Rossa- nie znoszę nadmiaru stylizatorów i po kilku godzinach skóra mnie swędzi.




Uczesana już, szybko zrobiłam makijaż oczu- srebrno-szaro-czarne smokey eyes z mocnym, trzykrotnym tuszowaniem rzęs Astorem. Właściwie tyle było z makijażu- żadnego pudru, podkładu itp., żadnej "maski", bo czułabym się koszmarnie!
Do tego jasno różowe usta- żelowa szmineczka z odrobiną błyszczyka.( Maybelline, Miss sporty)



Do tego momentu się nie stresowałam, ale wybiła 14 i myślałam, że umrę...
Ślub planowany był na 15:20, o 14:40 mieliśmy wyjechać z domu w stronę urzędu.
Wpakowanie mnie w sukienkę było nie lada wyzwaniem, sznurował mnie A. i zakładanie jej zajęło ponad 20 minut. Kilka razy musieliśmy przesznurowywać, bo np. gdy stałam to było wszystko ok, ale przy próbie siedzenia ucisk na żebrach miałam taki, że nie mogłam oddychać.
Żałowałam, że nie zrobiliśmy próby generalnej po odebraniu sukienki, a ja po ostatniej przymiarce ją powiesiłam w pokrowcu i tak czekała na wielki dzień...Zaczęliśmy panikować, ze nie zdążymy, nastąpił chaos, starsi biegiem się przebierali, mój A. również, a ja myślałam, że umrę na serio. Brzuch bolał mnie strasznie, głowa pulsowała, robiło się słabo i gorąco na zmianę, głos drżał...
Z lekkim opóźnieniem zeszliśmy do naszego auta- do ślubu jechaliśmy własnym samochodem, bez przybrań i pierdułek. Mój A. prowadził ( jako zapalony mechanik i automaniak nie mogło być inaczej), ja siedziałam obok niego, z tyłu starsi i z muzyką na full podjechaliśmy pod urząd. To były ostatnie chwile, gdzie mogłam się odstresować, bo na miejscu zbieg wydarzeń, zachowań ludzkich i stresu przyprawił mnie o myśli, że to najgorszy dzień w moim życiu...

Cdn.
koniec cz.1.

37 komentarzy:

  1. Koniecznie musisz pokazać swoją sukienkę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pokazywalam już troszkę w poprzednim wpisie, ale bedzie jeszcze wiecej zdjęc ;)
      i wpis na wesolo ;D

      Usuń
  2. Bardzo fajnie to wszystko opisałaś :) Czakam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietnie wszystko opisalas, oczy same pochlaniaja tekst :-) Czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy :D

    Ex

    OdpowiedzUsuń
  4. jeju cudownie wszystko opisałaś, nie mogę się doczekać kolejnej części :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bunny już w domu przy nakładaniu sukni miałaś stres.A co dopiero mówiąc gdy byłaś już w USC.Tam to dopiero emocje wzięły górę ale wszystko dobrze się skończyło:-)Czekam na kolejną relację i masę fotek:-)).

    Ps. Bardzo ładny makijaż oczu:-)

    Eveline1000

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po nałożeniu kiecki powiedziałam starszym i mojemu A., że to jakaś cholerna zbroja i żeby to ze mnie ściągnęli, bo źle na mnie wpływa ;D dokladnie, stres przyszedl gdy juz bylam gotowa do wyjścia, totalnie sie tego nie spodziewalam.

      Usuń
    2. W tą "cholerną zbroję"niejedna chciałaby się móc wbić,uwierz mi :D

      Grunt że wszystko dobrze się skończyło,to najważniejsze.

      Pozdrawiam serdecznie-Joanna.
      ps.za brak dowodu i opóznienie przez to ja bym chyba padła :( ze stresu...Koszmar!

      Usuń
  6. No w końcu nowa notka, codziennie tu wbijam to sie doczekałam:)
    Ja dokładnie tj Ty nie mam zamiar się wygadać,ze bukiet na ślub-dziękuje, postoje jak mam za niego dać 3 stówy haha,a potem i tak albo usycha albo się go zapomina, tak w ogole dla mnie to zbędny gadżet,no chyba po to wymyslony zeby było co z reka zrobić:P najlepsze proste bukiety- podobał mi się bukiet koleżanki, która brała ślub z mundurowym,miała prostą ułańską skienkę i do tego gruby bukiet kremowych róż obwiązanych gustowną wstęgą:)

    Zazdroszczę faceta- fryzjera, uhh;]
    Bardzo dojrzale do tego podeszliście, i to jak opisujesz tę wspólną rozmowę w nocy zwiastuje,ze będziecie ze sobą juz na zawsze bo tak dobrze się rozumiecie i to po tylu latach:)

    Pozdrawiam:) ja mam równo rok bz 3 dni do swojego, ehh;// korzenie zapuszczę;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mój bukiet bardzo szybko trafił... w inne łapki ;) ale o tym niedługo ;D
      mnie bardzo bukiecik przeszkadzal, w jednej rece torebka kopertowka, w drugiej bukiet, a mąż gdzie?! hahahaha ciagle musial mnie pod rękę łapać.

      najgorsze jest czekanie na ten wielki dzien, znam to ;/ jak juz sie zdecydowalismy i mielismy termin to chcialam by to bylo juz i z głowy.

      Usuń
  7. Chętnie czytam Twoje ślubne wpisy :) Może dlatego, że mnie Wielki Dzień czeka w połowie października.

    Chętnie się dowiem co tak paskudnie zepsuło Ci humor w urzędzie... Może mnie się uda wtedy uniknąć podobnej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  8. uwielbiam czytac Twoje posty ,wszystko opisujesz w taki fajny sposob ze az chce sie wiecej ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Troche poczochraly ci sie brwi :D chyba z tych nerwow :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to zdjecie makijazu probnego ;) na ślubie byl bardziej dopracowany- idealny jak na moj gust <3

      Usuń
  10. Ranyyy nie wiedzialam ze bukiety slubne sa tak drogie.. W zyciu nie dalabym nawet stiwki. Czyli lepiej nie mowic kwiaciarce ze to na slub ;) ja bym stworzyla sama :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. absolutnie nie mowic!
      to samo jesli chodzi o buty, torebke, dodatki, bo jesli nie ma metki to cena wzrasta kosmicznie na haslo slub ;/

      Usuń
  11. Wspaniale piszesz, świetnie się czyta :) Bardzo ładnie pomalowane oczy, włoski jak zawsze śliczne, wypielęgnowane, a bukiecik skromny, ale piękny, romantyczny <3
    Czekam na następne wpisy i zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajnie piszesz, tekst naprawdę wciąga, jak w książkach :) Fajne masz to swoje życie, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Super wpis Bunny, czekam z niecierpliwością na więcej. Piękny makijaż Ci wyszedł (na zdjęcia mejkapu najbardziej czekałam ;) - pewnie Cię to nie dziwi 😉), a Twoja cera bez makijażu powala na kolana :) Buziaki :-* i jeszcze raz ogromne gratulacje i wszystkiego najlepszego 💑💕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. skoro ty mowisz, że makijaż mi wyszedl dobrze, to na pewno tak bylo ;3 dziękuje ;* i za cale wsparcie i wskazowki ;*

      Usuń
    2. Ja widzę, że moje wskazówki mało potrzebne były, bardzo ładnie cieniujesz 😊
      Dziękuję za kolejny komentarz pod mejkapem :-*

      Usuń
  14. wiem, że to nie mój interes. Ale jesteście nie wierzący iż ślub cywilny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uczęszczalam na religię od czasów szkoly gimnazjalnej- to byl mój wybór i rodzice nie mogli mnie zmusic, bo prędzej zawalilabym szkole calkiem, niz odpuscila swoją decyzję.
      nienawidze hipokryzji w stylu : " jestem wierzacy ale niepraktykujący", "na co dzien nie stosuje się do zasad religii w ktora wierze, ale jestem doskonalym np chrzescijaninem i nie mam sobie nic do zarzucenia, po prostu nie mam czasu na kosciol, modlitwy i inne czynnosci."
      stad moje stanowisko. zawsze albo robie cos na 100% albo wcale.
      moglabym się klasyfikowac jako ateistka, ale
      wierze, ze istnieje jakas sila ponad czlowiekiem, czy to nazwac bogiem, czy ewolucja czy matka natura...mniejsza o nazewnictwo. wiec nie jestem ateistka, bo jednak w cos wierze.
      szanuje wszystkie religie i nigdy nie chcialabym zadnego z ich wyznawcow niczym obrazic, a biorac slub koscielny "dla rodziny", "dla męża", "dla bialej sukienki i calej oprawy i patetyczności ślubowania przed Bogiem" czulabym, ze nie jest to szczere, a udawane i na silę.
      moj maz uszanowal moja decyzje, rodzina rowniez.
      uwazam, że kwestia religii to sprawa kazdego z nas indywidualnie i nikt nie ma prawa nam niczego nakazywac, gorzej nas traktowac czy przymuszac. TOLERANCJA.
      takie mam stanowisko.

      Usuń
    2. Ateista to osoba, która złożyła akt apostazji

      Usuń
    3. nie masz do końca racji- to każda osoba odrzucająca wiarę w Boga, niekoniecznie musi składać taki akt.
      akt apostazji dotyczy odejścia z kościoła, a nie odrzucenia religii czy Boga.

      Usuń
    4. taką wiedzę przekazał mi ksiądz, akt apostazji odrzuca wiarę w jakąkolwiek siłę sprawczą, wierzenie w boga itd. ale masz racje nie trzeba składać aktu żeby być ateistą, z tym się trochę zapędziłam, chociaż dla kościoła dalej jesteśmy katolikami

      Usuń
    5. Piszę to jako religioznawca i osoba, która wkrótce dokona apostazji. Apostazja to oficjalne odejście z kościoła katolickiego i tym samym wykreślenie danej osoby z ksiąg kościelnych. Nie wszyscy apostaci to ateiści - np. niektórzy tak jak ja . zmienili wiarę i po prostu nie chcą być wliczani w skład kościoła katolickiego. Podaję link do oficjalnej strony apostatów na której wszystko jest dokładnie wytłumaczone:

      http://www.apostazja.pl/

      Indu

      Usuń
    6. Chciałabym również powiedzieć, że bardzo szanuję Bunny Twoją decyzję dotyczącą brania tylko ślubu kościelnego w sytuacji gdy jesteś niewierząca. Ja również miałam tylko ślub cywilny dokładnie z tego samego powodu. I.

      Usuń
  15. haha, ja tez sie szarpalam z suknia slubna :D tez nie zrobilam proby generalnej. upocilam sie, czulam ze makijaz mi zaraz splynie, lekko rozwalilam sobie slubna fryzure ;) jakos dalo sie ja poprawic, ale ostatecznie wygladala troche inaczej, niz po wyjsciu od fryzjera :D

    Aga

    OdpowiedzUsuń
  16. Szczęścia na nowej drodze życia:* sukienka prześliczna! :) wysłałam tą obiecaną fotorelacje z farbowania na maila ;)
    Pozdrawiam! Emila

    OdpowiedzUsuń
  17. Mój przyjaciel jak szedł do ślubu to tak mu było śpieszno i taki był zestresowany że wyprzedzał pannę młodą w USC-dosłownie leciał na łeb,na szyję ;P aż wszyscy wielkie oczy robili i dyskretnie świadkowa go upominała :P a ten swoje a ta biedna panna młoda szła kilka kroków za nim-to była wtopa...inaczej musiałaby biec za przyszłym mężem ;P Wiadomo-to emocjonujące i bardzo stresujące przeżycie w życiu.A zarazem jakie piękne :D
    Joanna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale to musialo wygladac ;D
      my za to prawie caly czas szlismy obok siebie, nawet nie bardzo bylo jak trzymac sie za reke/pod reke bo bukiet i torebka mi przeszkadzaly ;/

      Usuń
  18. Masz przepiękny kolor oczu, mój ulubiony - brązowo-zielony :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane, wyświetlą się po mojej akceptacji.
Nie udzielam porad fryzjerskich!
Będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Dziękuję za każdy komentarz i odwiedziny ;*