Po toaście w 16 stołach okazało się, że nasze stoły nie są ulokowane na sali, o której była mowa z panią menadżer restauracji ;/ co gorsza! nasze stoły były ustawione zupełnie inaczej niż tego wymagaliśmy! Spotykaliśmy się 3 razy z szanowną panią menadżerką w celu ustalenia wszelkich szczegółów i wykonaliśmy do niej kilkanaście telefonów, więc moim zdaniem to prawdziwy skandal, że jeszcze tydzień wcześniej było wszystko umówione i nawet nie poinformowano nas o jakichkolwiek zmianach! Jako, że gości miało być niewielu- około 30 osób, gwarantowano nam, że uda się usadzić gości przy jednym stole ( na czym nam bardzo zależało) ustawionym w kształt litery "U". Przy czym na środku mieliśmy siedzieć my-młodzi, obok nas starsi, dalej rodzice, rodzeństwo dalsze itd.
Tymczasem na sali, do której nas poprowadzono ustawiono 3 stoły- 2 długie i jeden na 5 osób- gdzie my plus starsi to 6 osób ;/ taki szczegół... w nerwach i szoku zapytałam kelnerkę, która miała cały wieczór być do naszej dyspozycji wyłącznie, co to ma znaczyć?!
Dziewczyna odparła tylko slogany w stylu: ale my mieliśmy takie zalecenia! tego się nie dalo inaczej ustawić! itp.
Oczywiście sprawy tak nie zostawiliśmy, mój A. wściekły zaczął dzwonić do nieobecnej menadżerki...jak można się było spodziewać jej telefon był wyłączony ;]
Mój A. zamierzał już ustąpić, zrezygnować, usiąść jak się dało- rodziny siadły i tak osobno, ale ja nie zamierzałam odpuścić!
Nasz stół dla młodych był tak beznadziejnie ustawiony, że przez stojący obok słup całą imprezę-obiad nie widziałabym nawet nikogo z rodziny, bo wszystko zasłaniał.
Rodzina siedziała w otępieniu przy stołach i patrzyła jak miotając się z siostrą i starszym J. zaczęliśmy logistycznie zmieniać układ ustawień stołów na sali i po prostu pościskaliśmy gości tak, że dosiedliśmy się do stołów gości ustawionych równolegle. Niestety zostaliśmy rozdzieleni ze starszymi E. i R., bo ich musiałam przenieść do stołu z rodziną mojego A., a my dosiedliśmy się do stołu z moją rodziną.
Dziś myślę, że to musiało zabawnie wyglądać jak wściekła miotałam się, rozkazując gdzie przenosić krzesła, gdzie odstawić niepotrzebne stoliki itp., ja nawet w tej sukni mało mebli nie brałam i sama nie przenosiłam ;D powstrzymali mnie starsi ;)
Był to też moment poważnego spięcia z moim A.- mimo obecności gości wypyskowaliśmy sobie dosyć ostro, bo on uważał, że nie ma co robić afery, jak nas resto przekręciła to trudno, inaczej to się załatwi (czyli z jego podejściem wcale). A my kłócimy się jak burza z piorunami, czasem uszy więdną ;D, na szczęście rodzinka zna nas już pod tym kątem, więc każdy udawał, że nic się nie stało, a mój A. ustąpił moim rządom i wyszedł na papieroska.
Potem miałam chwilę przerwy na dalsze ogarnięcie sytuacji, bo zapanowała grobowa cisza, rzuciłam w złości nawet jakiś suchar, że to chyba jakaś stypa a nie wesele...
Złość przyszło mi wyładować niestety na kelnerce, która nie wiem czy to ze stresu czy braku doświadczenia sama nie radziła sobie z obsługą 26 osób. Zanim podała zupę, pierwszy stół skończył jeść, drugi dopiero mógł zaczynać, jak polewala pierwszą kolejkę wódki- to na toasty szło czekać w nieskończoność. W restauracji obecni byli też inni kelnerzy/barmani, ale tylko wycierali kieliszki za barem albo stali w swojej służbówce i rozmawiali ;/
Wzięłam sis pod pachę i ruszyłyśmy "ustawiać" kelnerkę.
Zażądałam wódki na stoły- sami sobie poleją goście ;] i żeby zagęszczano trochę ruchy i że to ja od tej pory decyduję o kolejności podawania dań ( a było ich mnóstwo, plus deser lodowy i tort).
Powoli wszystko ruszyło z kopyta, doszła druga kelnerka- moja ulubiona blondynka, która jest cudowna w tym co robi ;3...
Przez chwilę siedząc w milczeniu na swoim krześle, patrząc na parujący obiad, którego zjeść nie mogłam z powodu szopek z jelitami, otępiona na podwójnej dawce leków uspokajających i codziennych, zaczęłam myśleć, że to najgorszy dzień w moim życiu...
Po co mi to wszystko było, teraz goście siedzą w ciszy i wyglądają na znudzonych i smutnych, nikt nie chce zacząć polewać ani rozmawiać...Jest gorzej niż tragicznie, łzy cisnęły mi się do oczu z wściekłości i bezsilności- przecież wszystko tak wspaniale zostało zorganizowane, przemyślane, milion razy obgadane...zawiódł czynnik ludzki- tylko i wyłącznie.
Byłam zła, że w ogóle tyle nerwów mnie to wszystko kosztowało, tyle łez, tyle marzeń...
Mogłam pojechać ze świadkami do urzędu, wziąć cichy ślub jak chcieliśmy, ale nie!
Rodzice wymogli na nas, że tak nie można, że oni poczują się jak śmieci...
Więc dla nich cały ten trud i impreza, która zaciskała mi pętlę na szyi, chciało mi się wyć z bólu.
Rozjaśnienie umysłu przyszło dosyć szybko ;)
Postawiłam wszystko na jedną kartę- starsi i nasi przyjaciele zaczęli polewać w szybkim tempie wódeczkę, doszłam do nie wiem której szybkiej kolejki i poczułam się bardzo źle- ale zdrowotnie ;/
Za to przyszło cudowne rozluźnienie i obojętność, że teraz niech się dzieje co chce...
Tymczasem sytuacja zaczęła się gwałtownie poprawiać, goście zaczęli się bawić, uśmiechać, mnie było lżej.
Jak zawsze moja mama się śmiała, że "wódka to woda rozmowna", tak nagle wszyscy zaczęli się super bawić, a to nie było łatwe- 2 kompletnie nie znające się rodziny- może poza młodymi- bo imprezowaliśmy jednym gronem, do tego połowa rodziny stale za granicą i widząca się raz na kilka lat, a tu nagle języki się rozwiązały ;3
Postanowiłam kuć żelazo póki gorące i wraz ze starszymi zorganizowałam ostatecznie rozluźniający nas i gości element weselny- czyli rzucanie przez pannę młodą bukietem ślubnym i krawatem ślubnym przez pana młodego.
Teraz może kilka słów o tej uroczej tradycji.
Panna młoda rzuca bukiet obecnym na weselu panienkom, a Pan młody rzuca krawatem zdjętym z siebie, kawalerom. Żeby wróżba się spełniła i osoba, która złapie magiczną rzecz została następną w kolejności panną młodą/panem młodym, należy przedmioty zostawić zwycięzcom jako talizman!
Wiem, ze to różnie się w różnych regionach praktykuje, często nosi to znamiona zabawy i przedmioty wracają do "młodych", ale tak być nie powinno. Jak ma się spełnić to trzeba ofiarować część swojego szczęścia.
Teraz najśmieszniejsza część tego wpisu ;D
Zwróćcie uwagę na miny panien i kawalerów hahahaha
Przygotowanie do rzutu, starszy R. miał się mną opiekować, żebym nóg nie połamała. Oddał mi nawet swój krawat ;D
Przyszłe panny młode pędzą po trofeum, a reszta gości obserwuje.
Szybkie ustalenie zasad, nie wolno oszukiwać!
Rzut....ewidentnie bukiecik chciał trafić do mojej siostry ;)
Moja szczęśliwa siostrzyczka <3
Tutaj tłumaczono mi, że bukiecik obił się o parasol i poleciał na sis.
Tutaj widzicie jaką goście mieli radochę z takiej prostej weselnej zabawy.
Czas na rzut mojego mężulka ;D
Niestety ma parę w łapach i wyrzucił krawat daleko za linię kawalerów ;D
Starszy R.- brat mojego A. był najbliżej, więc to on zwycięża.
II tura rzutów, bo tamto podobno się nie liczyło ;P
Tu pełne poświęcenie panów ;D Krawat upadł na dłoń naszego Klemiego ( jasny krawat, jasna koszula), a E. mu go wyrwał i został zwycięzcą ;D ( ciemny krawat biała koszula).
Następnie wróciliśmy do lokalu w cudownych humorach, roześmiani, rozbawieni...
Chociaż nie było tańców, wszyscy przesiadali się miejscami i gorąco plotkowali, część wychodziła do stolika "w ogródku" do palarni i tam odbywała się druga gorąca dyskusja. Czułam się jak na wielkiej domówce!
Wszyscy bez wyjątku pili, jedli, przekrzykiwali się, wygłupiali... było cudownie!
Tak spędziliśmy czas do około 23, kiedy przyszedł czas pożegnań, część osób była już bardzo "niewstanie", bo wódki było morze, część zmęczona, ale chyba wszyscy zadowoleni i szczęśliwi.
Ja od połowy imprezy też odczuwałam już tylko nieustającą radość i świetnie się bawiłam.
Nie zwracałam już uwagi na teściową, która psuła tylko humory mnie i ludziom, nie wybaczę jej tego co powiedziała mojej mamie nigdy! Miała jednego wroga (mnie) teraz ma dwóch ;]
Pożegnanie z nią było zimne i mam nadzieję, że nie przyjdzie mi więcej jej oglądać, a przynajmniej będę się starać jak ostatnie 2 lata- totalnie ją ignorować jakby nie istniała i trzymać się z daleka.
To z moim kochanym A. mam być szczęśliwa i żyć, a nie z teściową, z takiego założenia wychodzę.
To z Adrianem tworzymy teraz własną rodzinę, nie z teściami (choć przynależymy do swoich rodzin nadal).
Podsumowując: ślub uważam za udany, mimo całego towarzyszącego stresu, jadu, niezakończonych rodzinnych konfliktów i ciągłego bycia "na super adrenalinie"... gdybym jednak miała jeszcze kiedykolwiek wychodzić za mąż, będzie to cichy ślub ze świadkami, ponieważ mimo miłych wspomnień, nie chciałabym już nigdy więcej tego przechodzić.
Teraz cieszymy się sobą, wciąż jeszcze nie mogąc przyzwyczaić do nowych ról i mówienia sobie "żono", "mężu".
Jesteśmy szczęśliwi i to najważniejsze.
Koniec cz.3 ostatniej.
No miałaś niezłe przeżycia, ale najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. :)
OdpowiedzUsuńJa też chciałam ślubu tylko w obecności najbliższych, ale moi rodzice wymogli na nas wielką imprezę. Całą uroczystość i wesele myślałam tylko o tym kiedy to wszystko się skończy. ;) Ech...
W każdym razie przeżyłam i teraz cieszę się życiem z moim mężem. I tak samo jak Ty jeśli kiedykolwiek w życiu będę jeszcze wychodzić za mąż to będzie po mojemu czyli skromnie i tylko z ludźmi, którzy naprawdę coś dla mnie znaczą.
no to widzę, czujemy identycznie ;*
UsuńGrunt, że już po wszystkim :)
OdpowiedzUsuńCzemu nie mieliscie zespolu albo chociaz muzyki z plyty?
OdpowiedzUsuńdlatego że w wybranym przez nas lokalu nie bylo miejsca do tanczenia. poza tym nie planowalismy tancow na slubie, mial byc tylko uroczysty obiad i do domciu.
Usuńimpreza na 3-4 godziny przeciagnela sie na 7-8 godzin, ale to ze wzgledu ze gosciom sie podobalo i mogliby tak siedziec calutka noc ;)
muzyka "plumkala" w tle, bo w lokalu gra jakies radio czy plyta, ale to juz nie byla nasza kwestia.
Aha :) chyba, ze tak :)
UsuńBunny, super wpis!!! Uwielbiam je - chcę jeszcze :D
OdpowiedzUsuńMiałaś przeżycia dziewczyno, ale na szczęście dzięki swojej zaradności ze wszystkim sobie poradziłaś :*
A teściowa - szkoda gadać :siekiera:!!!
p.s.
Zrobiłam zdjęcia włosów po alfaparfie 10.21, za kilka minut wyślę Ci na maila :)
Wysłałam właśnie zdjęcia na tego maila blondbunny@onet.pl
Usuńdziękuję ;* otrzymalam i odpisalam ;)
UsuńDobrze, ze machnelas na to reka tak jakby to zrobil Twoj MAZ :) Jeszcze raz wszystkiego dobrego na nowej drodze zycia :* Ana
OdpowiedzUsuńPrzeżyłam dokładnie taką samą sytuację - że też nie chcieliśmy przyjęcia weselnego a teść się uparł i musiało być , koszmar i szopka rodzinna , nigdy wszystkiego człowiek nie jest w stanie dopiąć na ostatni guzik .
OdpowiedzUsuńto chyba jest najgorsze, że bardzo się starasz by było "przyzwoicie" wg twoich marzeń a wychodzi... jak wychodzi ;/
Usuńi najbardziej niesprawiedliwym jest, gdy potem goście cię obgadują że tego nie dopilnowali, to było niedobre, a tu się tak zachowała itp., a nie znają tego twojego trudu od 'kuchni" i nie wiedza ile cię to kosztowalo, żeby w ogóle wyszlo.
Wiem jednak, ze przynajmniej moja część rodziny byla zadowolona i wszyscy chwalili mnie, organizację, jedzenie itp. więc jeśli kiedyś usłyszę negatywne glosy to pewnie z ramienia teściówki ;/
ale jej zdanie malo mnie interesuje ;)
cieszy mnie, że ludziom na których mi zalezy bardzo się podobało i mówili "jest super!".
Dobrze, ze NIE machnelas.. ;D Mialo byc
OdpowiedzUsuńdomyśliłam się ;)
Usuń2 nieznające się rodziny to pikuś, na moim przyyyszłym ślubie będą dwie prawie nieznające się rodziny, które mówią w innych językach ;))
OdpowiedzUsuństo lat razem Wam zycze :)
to czeka cie prawdziwe wyzwanie, nie zazdroszcze ;*
UsuńNajważniejsze, że pomimo "przygód" się udało. Ja bym chyba wolała, żeby "jędza" - zwana moją teściową nie przyszła na nasz ślub. Ile te "cholery" nam zdrowia odbiorą to wiemy tylko my synowe ;D Możesz powiedzieć na jakiej ulicy znajduje się salon w którym pracujesz? Chciałabym się tam wybrać na kolor, ale nie znam lokalizacji :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńnie pracuję obecnie w salonie ;)
UsuńPrzeczytałam 3 części na raz;) ale miałas przeżycia,kurcze! Tych obrączek to nie darowalabym salonowi... No i te stoły...masakra :D ale, co tam! Ważne, że Wy jestescie szczesliwi i takiego szczęścia życzę przez wszystkie wspólne lata! Jeszcze raz - wyglądalas przeslicznie! Cieszę się z tak dużej ilości postow i mam nadzieję, że nadal tak będzie, bo uwielbiam Cię czytać. Pozdrawiam, Ania.
OdpowiedzUsuńTAKA PIĘKNA! <3 TYLE WYGRAĆ
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie 3 części na raz, z zapartym tchem ;D Kochana, ale miałaś przeżycia, a ile stresu. Nie dość, że przed urzędem to jeszcze w resto. Strasznie was wykorzystali. Ale najważniejsze, że już po, i teraz jesteś już ukochaną żonką. A twój A. ukochanym mężulkiem ;) I tylko to się liczy. Jeszcze raz życzę wam szczęścia i dużo, dużo miłości. Pozdrawiam ankaa86;*
OdpowiedzUsuńBunny, spóźnione ale bardzo gorące życzenia dla Was:)))...i taka refleksja mnie naszła...kiedy poznałam Cię kilka lat temu na wizażu, nie miałaś męża, psa...baaa nawet nie myślałaś o małżeństwie ( przynajmniej w najbliżeszej przyszłości );) ot słodka blondyna z mega pazurem-mieszanka wybuchowa ( kocham temperamentne kobietki;) ) Pamiętam, że zawsze chętnie służyłaś wsparciem a to co w Tobie ceniałam i cenię to niezwykła bezpośredniość- co w sercu to na języku. Nie raz pomogłaś mi w sprawach włosowych a kiedyś nawet udzieliłaś dokładnej instrukcji w temacie rozbioru tuszy wieprzowej;) Dziękuję Bunny, przesyłam gorące wibracje-AnnaMK
OdpowiedzUsuńUu widzę,ze mój koment się nie dodał, wysyłałam go telefonem wiec pewnie dlatego- a może w sumie i lepiej bo znowu się rozpisałam jak głupia:P
OdpowiedzUsuńWspółczje stresów i nerwówki-dobrze,ze się wszystko dobrze skończyło i teraz wspominacie to z uśmiechem, a Twoja siostra bardzo podobna do Ciebie:)
Twoje włosy na ostatnim zdj <3..!
Pięknie opisałaś swoje weselne przyjęcie :D
OdpowiedzUsuńCo do tesciowej to grunt ze z nia nie musicie mieszkać :D
Jest zła bo 'zabrałas'jej syna-skąd ja to znam??? ;P a juz najgorsza to taka co ma jedynaka i wdowa bez partnera-zyc nie daje ustawicznymi problemami z kosmosu a telefon się urywa.To dopiero jazda bez trzymanki ;P Ale jakoś daje radę :P hihi.
Pozdrawiam cieplutko-Joanna.
Przypominasz mnie samą :D Też tak łatwo popadam w złość i gniew, na Twoim miejscu przy takich perypetiach zapewne albo bym nawrzeszczała na mojego faceta, albo siadła przy tych stołach i rozpłakała się na maksa. Podziwiam Cię, że tak wspaniale sobie poradziłaś z tym wszystkim! Wyglądałaś przepięknie, sukienka wprost cudowna, a włosy genialne! Naprawdę włosy na zdjęciach ze ślubu masz bardzo śliczne! :) Najważniejsze, że przetrwaliście to co na Was w tamten dzień czekało, że jesteście już razem małżeństwem ,a ludźmi, którzy Wasze szczęście próbują zniszczyć nie ma co się przejmować. Twoja teściowa moim zdaniem nie umie za nic się zachować, tak jak ktoś pisał wcześniej próbowała zniszczyć dzień nie tylko Tobie, ale i Twojemu synowi. Tak jak pisałaś wychodzisz za swojego faceta, a nie za teściową. Ja na szczęście z mamą mojego chłopaka problemów nie mam, z tatą też. Myślę, że mnie lubią i nie raz lepiej mi się rozmawia z jego mamą niż moją. Trochę przykre, ale cóż. Najważniejsze jest właśnie to, że już macie to za sobą i możecie sobie spokojnie żyć razem :* Gratuluję i życzę dalszych jeszcze lepszych od poprzednich lat, bo jesteście bardzo ładną parą! Swoją drogą polecasz maskę Loreal Total Repair Extreme? Bo pisałaś gdzieś, że to Twój ulubiony duet, a zastanawiam się czy ją kupić, bo teraz w rossmanie promocja jest :P
OdpowiedzUsuńpolecam na 100%!
Usuńdziękuję za ciepłe słowa ;*
Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! :*
OdpowiedzUsuńAngelika
A jak rozwiązaliście sprawę z salą ?:)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego na nowej drodze życia :) Sandra
nie do konca rozumiem pytanie?
UsuńChodziło mi o to czy udało się w końcu skontaktować z osobą odpowiedzialną za złe ułożenie stołów, niewywiązanie się z umowy
OdpowiedzUsuńnie udalo się skontaktować, a do restauracji juz nie jeżdzimy jej szukać, bo szkoda naszych pieniędzy i czasu... tym bardziej skoro nie bylo umowy pisemnej (do sadu przeciez nie pojdziemy bo dowodow brak, swiadkow rozmowy nie bylo).
Usuńa dlaczego nie podpisaliście umowy? przecież zawsze w przypadku wesel czy przyjec weselnych sie taka podpisuje..
OdpowiedzUsuńponiewaz zaufaliśmy renomie restauracji a to mial byc tylko większy obiad.
UsuńMoj pierwszy ślub byl taki jak twoj ok 40 gosci, przeboje w USC tez mielismy:-(
OdpowiedzUsuńpo latach wiem, ze te przeboje to byla chwila zastanowienia sie przed wazna decyzja.
Obecnie mam 2go meza slub mielismy tylko z najblizszymi skromny.Dojzalam i nie dalam sie juz zmanipulowac co ludzie powiedzą jak wesela nie bedzie, tym razem bylo po mojemu nic nas nie zaskoczylo:-) kazdy mial dowód było wspaniale spokojnie bez stresu.Pozdrawiam i zycze wszystkiego dobrego.Agnieszka