Kiedy wysiedliśmy z auta właściwie wszyscy zaproszeni goście już byli na miejscu, stali w grupkach i rozglądali się, z której strony nadjedziemy ;)
Jedynymi osobami, których brakowało byli moi teściowie.
Zdenerwowany A. wciąż do nich wydzwaniał, gdzie oni są, za ile będą i że musimy już zaczynać, co mnie jeszcze mocniej rozstrajało nerwowo.
Nie mogłam uwierzyć, że ta kobieta (teściowa) jest zdolna zepsuć ślub własnego pierworodnego tylko dlatego, że się ze mną nienawidzi i prowadzimy "otwartą wojnę podjazdową". Sytuacje podgrzewał fakt, że nasz świadek-starszy R. zostawił dowód w aucie matki i ona miała dowieźć nam ten dowód o czasie...ostatecznie poleciał biegiem na podzamcze, żeby dobiec z dowodem, ja tymczasem miałam już wchodzić z A. do urzędu na piętro by zgłosić, ze już jesteśmy.
I nagle kolejna wtopa- moja siostra, która miała być moją świadkową-starszą okazuje się, że też nie wzięła dowodu!
Powiem Wam szczerze, że myślałam, że ich tam roztrzaskam pod tym urzędem!
Goście zamarli, zapadła cisza, więc zimno stwierdziłam tylko, że są niepoważni i że zmieniamy świadków jeśli tak...
Weszłam na piętro, okazało się, że jeżeli chce opóźnić lekko ceremonię, muszę mieć zgodę samego kierownika- gdy weszłam do jego pokoju myślałam, że umrę ze wstydu. Łzy miałam w oczach i pomyślałam, że to nie dzieje się naprawde! Jak to możliwe, że najbliżsi mi ludzie tak mnie zawodzą, tym bardziej, że o dowodach trąbiłam im przy każdej rozmowie, spotkaniu itp.
Kierownik widocznie widział, że ja tam padnę trupem za moment z nerwów, bo już nawet nie byłam blada a zielona i drżałam, więc zgodził się dać nam 5 minut....choć z niesmakiem stwierdził, że jesteśmy po czasie i że już mieli nas wykreślić bo myśleli, że się nie stawimy.
Moja E. na szczęście mnie nie zawiodła <3, miała dowód i stanowiła mi wsparcie przez te kilka gorących minut...R. dobiegł z dowodem i mogliśmy zaczynać.
Niestety, zdenerwowana byłam już tak, że momenty gdy musiałam wstawać z ozdobnego krzesła stanowiły dla mnie wyczyn jak wejście na Giewont ;/ za każdym razem czułam zawroty głowy, ciemność przed oczami i w duchu błagałam chyba samą siebie, żebym tylko nie zemdlała...a nogi były jak z waty.
Kierownik urzędu, przed którym drżałam okazał się udzielać nam ślubu ;) Był bardzo wesoły i ciągle się uśmiechał patrząc na mnie- chyba widział, że ze mną jest potwornie źle, dodawał mi otuchy jak nikt ;* Jeśliby jakimś cudem mnie czytał, to chciałabym mu gorąco podziękować, jest wspaniałym człowiekiem. No i teksty, którymi rozśmieszał nas przy podpisywaniu dokumentów ;D
wszyscy obecni ;*
E.
R.
Sama przemowa była krótka i rzeczowa, co bardzo wszystkim się podobało.
Przysięga mojemu A. poszła jak z płatka, aż w szoku byłam, widząc jak ze zdenerwowania ciągle coś robi z rękoma, nawet się śmiałam czy się modli ;)
Tymczasem ja dałam plamę, bo 3 razy zacięłam się w jednym momencie i myślałam, że już nie powiem jej do końca ;D
"Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam,
że wstępuję w związek małżeński z (imię Pana Młodego) i przyrzekam, że uczynię wszystko,
aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe."
( na tym kawałku się zacięłam, bo nie pamiętałam czy pierwszy wyraz to nasze, małżeństwo i tak się motałam tymi 2ma wyrazami ;D)
Nie przejmowałam się tym zbytnio, ponieważ wpadki w słowach przysięgi dobrze rokują małżeństwu ;) Do tego mieliśmy piękną pogodę- jeśli ktoś wierzy w zabobony, to również dobry znak, że małżeństwo będzie bez łez, burz itp.
Potem nastąpiła wymiana obrączek- A. powiedział mi, że o mały włos a wziąłby swoją i ciekawe jak by ją nałożył mnie ;) Ale udało się, zatrybił i wymieniliśmy się obrączkami bez sensacji- goście nie zauważyli zawahania.
Potem szybki buziak, wręczenie dokumentów i musieliśmy szybciutko wychodzić, bo goście z innego ślubu wbili się nam na salę.
Przed urzędem goście składali nam życzenia i gratulacje.
Od tego momentu wierzcie mi, ale kumulacja stresu sprawiła, że mam w głowie dziurę czarniejszą, niż na zakrapianych imprezach za małolata ;D Nie pamiętam, kto co do mnie mówił, kto mi jaki prezent dał, jak zobaczyłam chrzestnych to rozpłakałam się jak bóbr. Chrzestni byli dla mnie symbolem obecności mojego taty, którego jako jedynego w tym dniu mi zabrakło i bardzo nad tym boleję do dziś...tamtego dnia ciągle myślałam, że zrobi mi niespodziankę i wreszcie się zobaczymy po 12 latach...wierzyłam w to i pragnęłam tego najmocniej na świecie, a jednak nie spełniło się ;(
Jak więc już się rozpłakałam, tak makijaż mi spłynął, liczyłam na pomoc E., że mnie powyciera w między czasie, bo goście byli z lekka przerażeni moją reakcją a raczej jej intensywnością, a tymczasem E. patrząc na mnie też zaczęła płakać ;D
Powoli jednak sie pozbierałyśmy, prezenty starsi odnieśli do naszego auta, a w tym czasie wraz z gośćmi przeszliśmy do restauracji jakieś 50m obok urzędu.
16 stołów przywitało nas toastem za młodych, a później nastąpiło ogromne rozczarowanie i niemiłe niespodzianki, na które musiałam zebrać silę i szybko się z nimi uporać.
Musiałam też zadbać o gości z pomocą starszych Ż. i J. oraz E. i R., bo najważniejszym dla mnie było, aby moi bliscy dobrze się bawili i cieszyli tym dniem, nawet bardziej niż ja sama.
my ze starszymi od strony mojego męża- R. i E.
Cdn.
koniec cz.2
O rany! Widzę, że przygód absolutnie nie zabrakło!
OdpowiedzUsuńGratulacje :) pięknie wygladałas :)
OdpowiedzUsuńSzczęścia Kochana-wyglądałaś olśniewająco!
OdpowiedzUsuńMój mąż pomylił obrączkę i swoją mi na palec wpakował :D
OdpowiedzUsuńAle teściowie w końcu dotarli czy nie??
i zamieniliscie czy niby nigdy nic udawaliscie ze jest ok i potem po cichu podmianka? u nas by nie wyszlo, za duza roznica w rozmiarach, jego byla za duza nawet na moj duzy palec u stopy, a moja zbyt mala nawet na jego najmniejszy palec u reki ;D
Usuńtesciowie dotarli i niestety byly kolejne jazdy juz w resto o czym w kolejnym wpisie ;/ ale jak juz pisac pamietnikarsko to wszystko jak bylo...z radosciami i smutkami.
Zamieniliśmy od razu i wszyscy się śmiali, bo ksiądz fajnie to skomentował (ale nie pamiętam co powiedział, za bardzo zdenerwowana byłam :D
UsuńCzekam na kolejny wpis :)
ale mieliście przygode haha brawo dla ksiedza ;D
UsuńBunny, dobrze pamiętam, że studiowałaś, bądź chciałaś studiować polonistykę? Tę smykałkę da się wyczuć w Twoich tekstach 😊 Są super wciągające 😉
OdpowiedzUsuństudiowałam. rzucilam na 3 roku świadomie, po prostu zmieniłam decyzję odnośnie tego co chcę robić w życiu.
Usuńnie żaluję, a miłość do literatury i pisania pozostala, choc wiadomo że alfą-omegą nie jestem i jakieś blędy na pewno robię jak każdy czlowiek.
w końcu i najlepsze teksty mistrzów języka podlegają korektom ;)
ale milo słyszeć, że podoba wam się mój styl i mam dla kogo pisać <3
Mi bardzo się podoba, przypomina mi mój własny styl pisania, jak jeszcze w szkole średniej pisałam wypracowania, bądź sama dla siebie do "pamiętnika" ;)
UsuńJa studiowałam germanistykę ;), niestety straciłam serce do tego kierunku i go nie ukończyłam, jakiś czas tego żałowałam, ale już nie żałuję :)
Wspolczuje Ci tych nerwow, ciekawa jestem czy zareagowalabym podobnie na stres w tym dniu, chociaz znajac zycie pewnie tak ;D
OdpowiedzUsuńDobrze ze juz po wszystkim i mozesz sie teraz cieszyc Mężem :-) :*
Ex
Ale plama z tymi dowodami... Nie rozumiem jak moznabylo zapomniec... Ja planuje brac slub tylko ze swiadkami wiec jakby zapomnieli to nie wiem co by bylo slub odwolany...
OdpowiedzUsuń:D
czemu mowisz starszymi a nie swiadkami? ...
OdpowiedzUsuńświadkowie to ci, ktorzy podpisują z nami dokumenty. to tylko 2 osoby.
Usuńmy mielismy zaangazowane 4 osoby- czyli razem: moja siostra z narzeczonym oraz brat mojego męża z dziewczyną ( a moją przyjaciolką).
jak nazywac wiec ta 2 parę?
natomiast przyjęlo się mówić, ze osoby ktore mlodym pomagaja w organizacji i zabawianiu gosci na weselu, takie pary "towarzyszace" to staroscina i starosta- czyli inaczej druhna z druhem badz właśnie potocznie "starsi".
"być starszym na czyimś weselu".
celowo nie używam określenia starsza druhna np., bo kojarzy mi się ze ślubem kościelnym i oczepinami.
moje dobre 4 pomocne ślubne skrzaty określam jako starszych ( ale jest to dosyc zabawne, bo oni wszyscy są wiekowo młodsi ode mnie i mojego Adriana ;))
no bez przesady, mój J. jest w Waszym wieku ;)
Usuńniby tak, rocznikowo, ale jednak młodszy od Adriana o 4 miesiące, a ode mnie o 3 ;)
Usuńprzepiękna sukienka
OdpowiedzUsuńGratulacje!!! Wyglądaliście zjawiskowo!!! Dużo szczęścia, miłości i sukcesów :)Marta :*
OdpowiedzUsuńNapatrzeć się nie mogę:D Wyglądasz jak laleczka albo jak piękność ze starszych bajek Disneya:) Włosy są obłędne:o Twój mąż to szczęściarz:D
OdpowiedzUsuńAle mieliście przeżycia... Teściowa- koszmar. Nie rozumiem takich ludzi. Chciała dowalić Tobie, a dowaliła przy okazji swojemu synowi. Na jeden dzień mogła zawiesić tę bezsensowną wojnę:/ Ważne, że mimo wszystko ten dzień wspominasz miło:)
A tak w ogóle to świetnie piszesz, uwielbiam czytać Twoje dłuższe posty (inne też:D)
Buziaczki ślicznotko:*
truskawkowa
dzięki kochana ;*
Usuńbędę jeszcze długo was zadręczać swoimi postami, mam nadzieję ;)
Kiedyś wiedźmy palono na stosie,a teraz musimy męczyć się z teściowymi ;/ Bunny, a jeśli to nie tajemnica to zapytam :) Planujecie ślub Kościelny? :)
OdpowiedzUsuńnie planujemy kościelnego ;) moje stanowisko na ten temat jest w komentarzach wpisu cz.1.
UsuńO! Za dużo wrażeń jak na jeden dzień! Ja bym chyba uciekła z tego urzędu... Ale wyglądałaś niesamowicie! Nie mogę się napatrzeć na Twoje włosy :)
OdpowiedzUsuńLaura