poniedziałek, 30 września 2013

Szampon Eva natura therapy migdał&kokos

W końcu publikuję wyczekaną przez Was recenzję.
Z szamponu tego byłam zadowolona, jest świetny w swojej kategorii, jednak nie najlepszy z najlepszych ;)

Nazwa: Eva natura therapy szampon migdał&kokos
Kategoria: włosy suche, zniszczone, zmęczone, kręcone
Obietnice: poprawa kondycji, blask, wzmocnienie, zapobieganie przesuszeniu
Pochodzenie: Polska ( Łódź), Pollena-Ewa
Dostępność: Markety (Leclerc)
Cena: 7-8zł / 300ml
Wydajność: +
Zapach: kokosowo-migdałowy, słodki, ciężki
Kolor: biała perła
Konsystencja: średniogęsta
Pieni się: dobrze
Fajne składniki: olej ze słodkich migdałów, olej kokosowy
Zalety: dobrze tolerowany przez moją wrażliwą skórę, włosy po umyciu są lekko miękkie, nie obciąża, włosy są długo świeże, puszyste- nie zauważyłam wygładzenia, po wyschnięciu włosy nabierają miękkości. Może się sprawdzić u osób z cienkimi włosami.
Wady: stosowany co mycie sprawia, że włosy są lekko suche i ciężej się je rozczesuje, ale nie zawiera silikonów i silnie domywa.
Ocena: dobry, ale bez szału, bo ma lepszą brzoskwiniową "siostrę" ;) polecam!




czwartek, 26 września 2013

Jedwab- zapomniane cudo do włosów.

W dzisiejszej notce postaram się być już konkretniejsza ;)
Chcę poruszyć, być może, przełomowy temat dla wszystkich rozjaśnianych blondynek oraz dla osób, które poszukują kosmetyków wygładzających i prostujących, a jednocześnie nadających miękkość i blask.
Jedwab w formie hydrolizatu czyli hydrolized silk w kosmetykach fryzjerskich.

Nie chodzi mi tutaj o serum czy jedwab w płynie do zabezpieczania końcówek wlosów czy wygładzenia stylizacji.
Pragnę przybliżyć Wam zalety jedwabiu jako substancji wykorzystywanej w szamponach, odżywkach czy maskach fryzjerskich.

Co jakiś czas zmieniają się trendy w dziedzinie kosmetyków fryzjerskich, to zrozumiałe, bo przecież koncerny "spełniając życzenia" konsumentów chcą zarabiać, a gdybyśmy mieli zamkniętą pulę produktów kosmetycznych na rynku i nie wprowadzano nowinek to zyski byłyby znacznie mniejsze.
Konsumenci byliby znudzeni...
Fryzjerzy nie mieliby powoli co ze sobą zrobić i wiele innych ;)
Świat pędzi do przodu, my z nim, kosmetyki wraz z nami ;D
Jeżeli ktoś obserwuje rynek z zamiłowania, pasji, ciekawości to na pewno jest w stanie wymienić choć kilka z trendów, które "przeminęły z wiatrem" : moda na jedwab, keratynę, silikony, naturalne składniki "eco", teraz na topie mamy oleje i rosyjskie kosmetyki itp.

Kiedy jedwab był na topie, nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia jak dziś, ponieważ w tamtym czasie był łączony w kosmetykach z dużą ilością silikonów i alkoholu i "pakowany" dosłownie do wszystkiego (dobrze, że z lodówki mi nie wyskakiwał ;p). Działał na chwilę, nadmiernie obciążał mi włosy, które po kilku sesjach stawały się suche na wiór.
Dawniej nie lubiłam jedwabiu, dziś go kocham <3

Wiele marek zrezygnowało ze swoich "jedwabnych linii", ale jak ostatnio przekonałam się na odżywce z jedwabiem Gliss kura- są też marki, które badania poprowadziły dalej i udoskonaliły produkt. I dziś taka zwykła, tania odżywka z drogerii Gliss kur liqid silk staje się moim absolutnym numerem 1 i produktem, którego działania szukałam latami, a przez przypadek na niego trafiłam. A wszystko pod wpływem pewnej "wrednej julki", która kusiła mnie kallosem silk, a ja złapawszy trop postanowiłam wypróbować kolejny produkt mojej ulubionej marki.
Julce dziękuję ;* i jestem bardzo wdzięczna, bo jakby mnie jakoś nie pokierowała, pewnie kolejne lata poszukiwałabym ulubionej odżywki.

Recenzja GK może pojawić się na blogu za jakiś czas jeżeli zechcecie ;) i szamponu z jedwabiem Mrs. Potters. (?)




Wracając do jedwabiu; nasz kochany jedwab działa podobnie do keratyny i innych białek, ale dla wielu rodzajów włosów może okazać się lepszym rozwiązaniem niż keratyna, ponieważ nie "usztywni" nam tak końcówek włosów, nie będąc tak chłonnym (negatywnie) jak keratyna.
Jedwab pielęgnuje włosy i je regeneruje, uzupełnia strukturę włosów, nadaje gęstość, miękkość i blask! Doskonale wygładza włosy i domyka ich łuski!

Stąd moje wnioski, że jedwab może być idealnym składnikiem w kosmetykach dla włosów rozjaśnianych, zniszczonych, matowych, niesfornych, łamliwych, a także suchych jeżeli sparujemy go z kosmetykiem np. z olejkami, natłuszczającym.
Myślę, że nie sprawdzi się w przypadku pielęgnacji włosów przetłuszczających, ponieważ włosy będą bez objętości i kręconych, ponieważ wykazuje właściwości prostujące.

A jako, że nie lubię być gołosłowna to załączę fotki włosów po szamponie Mrs. Potters i odżywce Gliss kur liquid silk (mój nowy ukochany duet).



                                                  przepraszam za oświetlenie, w lbn dzisiaj pochmurno i deszczowo ;/


Lubicie jedwab w kosmetykach?
Macie ulubione kosmetyki z jedwabiem?
Kto poczuł się skuszony? ;D



środa, 25 września 2013

Szampon Familijny Pollena-Savona

Na dziś przygotowałam recenzję popularnego szamponu, który gościł chyba we wszystkich domach w Polsce. Dla mnie jest niezastąpiony jeśli chodzi o dokładne oczyszczanie włosów i delikatność dla wrażliwej skóry głowy. Pod tymi względami to mój oczyszczający nr.1.
Do tego bardzo korzystna cena i wparcie rodzimego rynku.
Jedyny minus jaki widzę, to jego dostępność.

Nazwa: Szampon Familijny Pollena-Savona
Kategoria: wszystkie rodzaje włosów, "dla całej rodziny"
Obietnice: pH neutralne dla skóry, łagodny dla skóry i włosów, testowany dermatologicznie
Pochodzenie: Polska ( Katowice), Pollena-Savona
Dostępność: znalazłam go tylko w jednym pobliskim sklepiku osiedlowym "Odido"
Cena: 4zł / 500ml
Wydajność: średnia, bo jest rzadziutki jak woda, ale niska cena i duża pojemność to rekompensują, no i dobrze się pieni
Zapach: oranżady, słodki
Kolor: przezroczysty
Konsystencja:rzadka
Pieni się: dobrze
Fajne składniki: krótki skład, typowo myjący
Zalety: dobrze tolerowany przez moją wrażliwą skórę, włosy po umyciu są lekko tępe i lekko poplątane, nie obciąża, włosy są długo świeże, puszyste, mocno domyte, po wyschnięciu włosy nabierają miękkości i mocnego blasku.
Wady: stosowany co mycie sprawia, że włosy są lekko suche i ciężej się je rozczesuje mimo odżywki, ale nie zawiera silikonów i silnie domywa.
Ocena: bardzo dobry domywający kosmetyk, przy zniszczonych włosach może wymagać dobrej odżywki czy maski na koniec. Ja stosuje go głównie z maską L'Oreal total repair extreme i włosy są bajeczne! Mój hit!






Ps. Znacie? Lubicie?
Ps.2. Moje szalone Kochanie wczoraj zrobiło mi jeszcze jedną niespodziankę poza romantycznym wieczorem <3 Po powrocie z pracy wręczył mi prezent:
 

                                                    moje pierwsze dwupędowe maleństwo ;3

A. stwierdził, że skoro tak pokochałam kwiaty to on jest ze mnie dumny, że poświęcam czas i swoją energię, by je pielęgnować no i widać efekty tej pielęgnacji! Dlatego daje mi kolejne "dziecko do kochania" ;)
Piękne nieprawdaż? <3 tylko brakuje mi już parapetów ;P taki szczegół ;D

poniedziałek, 23 września 2013

Pazurki ślubne- takie było założenie...

...a jak wiemy, często to co sobie zaplanujemy/założymy los bardzo boleśnie nam zweryfikuje i będzie wręcz odwrotnie ;P
I tak było w moim przypadku. Pazurki połamano mi na 2 tygodnie przed ślubem, więc musiałam zmienić koncepcje w ostatniej chwili.
Miało być tak:



Los zechciał tak:

KLIK!

Ale chyba nie było tragedii, choć kształt kwadratowy mnie ostatnimi czasy "mierzi" ;D, bo na zdjęciach moje łapki wyglądały zacnie ;) (ach ta wrodzona skromność ;D)


Przy okazji widzicie jak kształt paznokci zmienia całe zdobienie i smukłość dłoni- chociaż ja i tak mam długie, szczupłe palce... niemniej różnice widać (na pulchnych dłoniach byłoby bardziej).

Nic to, miesiąc po ślubie mam wymarzone pazurki ślubne.

A teraz uciekam do dentysty, bo mam od weekendu masakrę zębową ;(
Trzymajcie kciuki, żebym wróciła cała i zdrowa, co przy moim panicznym lęku przed dentystą i jego fotelem może być nieziemsko trudne (jakiś zawał czy coś...)
Umieram ze strachu ;/

piątek, 20 września 2013

Edycja Palette deluxe 230

Witajcie!
Edytowałam wpis dotyczący mojej koloryzacji Palette deluxe shimmering 230 platynowy blond.
Jeśli jesteście ciekawi mojej ostatecznej opinii to zapraszam do wpisu ;)
KLIK!
Udanego weekendu Wam życzę! ;*

środa, 18 września 2013

Garść porad co zrobić, gdy twoje włosy nie tolerują protein w kosmetykach.


Dziś wracamy do tematu protein.
Z innych wpisów umiecie już bez większego problemu wyłapywać je w składach posiadanych kosmetyków.
A dziś będzie o tym, co zrobić, gdy włosy na proteinowe kosmetyki reagują brzydkim wyglądem, napuszeniem, przesuszeniem czyli wyglądem sianka ;]

Kiedyś czytałam na jakimś forum absurdalne rady w stylu- jeśli twoje włosy nie lubią protein to omijaj takie kosmetyki i używaj tylko tych z olejkami, ekstraktami itp.
Nie jest to dobry schemat postępowania.
Upraszczając- to tak, jakby nie dostarczać organizmowi białka czy wapnia, a żywić go samymi owocami, soczkami, wodą. Chyba wiecie co stałoby się po jakimś czasie z waszymi kośćmi, mięśniami itd.?
Co więc zrobić, gdy nasze włosy źle wyglądają po kosmetykach z keratyną, jedwabiem, proteinami?

1. Odpuścić wszelkie szampony, które zawierają powyższe. Dlaczego? Wiemy dobrze, że szampon znajduje się na naszych głowach zaledwie kilka minut, a  i to w bardzo dużym rozcieńczeniu. Funkcja protein w jego składzie to głównie obciążenie włosów, poprawa wizualnego efektu "pogrubienia" i "usztywnienia" włosa. Nasze włosy na pewno przeżyją brak protein w szamponie, a może już ten krok sprawi, że przestaniecie mieć kłopot z puszeniem podczas wysychania czy czesania.

2. Jeżeli używamy bezproteinowego i bezsilikonowego szamponu, a nasze włosy dalej wyglądają jak wysuszona na wiór kupka to szukamy winowajcy dalej. To może być nasza odżywka ( patrz Gliss kury, L'Oreale), więc najprościej jest zmienić ją na inną i zobaczyć efekt. Ponieważ jestem osobą raczej oszczędną i nie lubię marnotrastwa, to naszą niepasującą odżywkę możemy zużyć jako zabezpieczenie długości włosów przed szamponem następnie stosując na zakończenie tą, którą nasze włosy kochają albo zmieszać ją z odżywką bardzo zmiękczającą i natłuszczającą 1:1 czy 1:2 ( Garnier karite, doux morela, fructis oleo, isana czerwona). W ten sposób niwelujemy "brzydkie skutki" odżywki proteinowej. Nie polecam jednak tego wyjścia "na zawsze" z tej prostej przyczyny, jaką jest tworzenie się depozytu włosa (o co bardzo łatwo przy cienkich włosach!)- być może nasze włosy są brzydkie po proteinowej odżywce dlatego, że dostały zbyt dużo budulcowego dobra i się "przejadły".
No i stosowanie 2 i więcej odżywek naraz podczas jednego zabiegu przyczyni się w krótkim czasie do kolejnego kłopotu- z nieświeżością włosów, przyklapem, częstszym myciem w konsekwencji- i mamy błędne koło. Taka terapia sprawdzi się na długo tylko przy włosach zniszczonych i suchych, także rozjaśnianych, pamiętajmy jednak nakładać nasze odżywki na włosy zawsze poniżej ucha i w niewielkiej ilości.
Dobrym wyjściem jest także dostarczanie włosom niezbędnej dawki protein w cotygodniowym zabiegu odżywczo-naprawczym= maska, a poza tym rytuałem stosowanie odżywki bezproteinowej.
W moim odczuciu lepiej jest wykorzystywać substancje proteinowe w maskach regenerujących/odbudowujących/rekonstruujących raz na tydzień czy dwa, niż w odżywce, którą stosujemy po każdym myciu. I znów wielkie uproszczenie- czy jadacie mięso do każdego posiłku? ;)

3. Maski. Tutaj sprawa jest tego typu, że jak przejrzałam składy pobieżnie kilkudziesięciu masek na rynku czy to popularnych, czy to specjalistycznych- zdecydowana większość zawiera proteiny. Jest to plus- bo to znak, że nie oszukuje się nas sprzedając maskę regenerującą opartą na samej chemii wygładzającej włos i maskującej silikonami czy alkoholach nawilżających zamiast substancji wspomagających procesy naprawcze i budujące włos. Jednak włosy po zastosowaniu maski mogą nie olśniewać wyglądem, a już na pewno może być im daleko do tych z reklamy ( wyjątek z popularnych to maski garniera fructis i L'Oreal extreme). Odpowiedni efekt uzyskamy, gdy po kuracji maseczką zastosujemy po jej spłukaniu obojętną posiadaną w domu odżywkę by podomykać łuski włosów. I to jest sposób na piękne włosy "zaraz po" masce.

                                                                 źródło internet


Pewnie pojawi się "ale" czy nie lepiej w takim razie odpuścić maski i stosować tylko odżywki- dzięki temu unikamy kombinacji, nie przeciążamy włosów, ograniczamy ilość używanych kosmetyków itp.
Niestety przy prawidłowej pielęgnacji masek nie możemy odrzucić. Bo to maski odbudowują nam uszkodzenia we włosie, odżywki tylko "reperują" uszkodzenie zewnętrzne włosa na poziomie łusek i kondycjonują go, czyniąc efekt z reklamy, jednak to tylko poprawa wizualna. Polegając na samych odżywkach bezproteinowych i braku masek możemy też dorobić się efektu gumowych włosów ( to na szczęście mija).

Moje ulubione kombinacje (przykłady) :
-szampon familijny lub Eva terapy brzoskwiniowa i maska L'Oreal total repair extreme ( proteiny pszenicy)
-szampon Eva terapy kokos i migdał i odżywka garnier karite
-odżywka isana niebieska, szampon familijny i odżywka Gliss kur oil nutritive( hydrolizowana keratyna, proteiny pszenicy)
-szampon mrs. potters wł. suche i zniszczone( hydrolizowany jedwab) i balsam Gliss kur oil nutritive( keratyna i pszenica j.w.)
-szampon mrs. potters wł. farbowane i odżywka L'Oreal total repair extreme

Główna zasada jest taka, by nie dostarczać protein, keratyny czy jedwabiu na każdym kroku!

Przykład- kiedy myłam włosy szamponem z L'Oreala i zastosowałam odżywkę Nivea z keratyną moje włosy wyglądały potwornie! Podobnie było z szamponem Gliss kur i odżywką nivea albo L'Oreal (nie pamiętam w tej chwili podczas której serii to mi się przytrafiło, pamiętam jednak marki).

Uprzedzam też wszelkie pytania o przetrzymywanie masek/odżywek na głowie- to bez większego sensu, chyba że chcemy obciążyć włosy i myć je w krótkim czasie ponownie, nabawić się uczulenia na skórze, odparzeń czy uszkodzić delikatną strukturę rozmiękczonych włosów (mokre włosy są dużo podatniejsze na zniszczenia). Odżywki trzymamy na włosach kilka minut 1-3, maski około 3-10 minut, można nawet do 15, podgrzewając lekko suszarką dla lepszego przyswajania składników.
Dłuższe posiedzenia z kosmetykami na głowie niestety nic korzystnego nie dają, a jeżeli zauważacie że np. maska trzymana 2 minuty nie działa, a już po 30 minutach-magia to tylko znak, ze używacie "badziewnego" kosmetyku, bo dobry kosmetyk zadziała już w czasie oszacowanym przez producenta.
Niestety w dobie dzisiejszej pomysłowości internetowej mam wrażenie, że wiele osób zapomina, że włosy nie mają żołądka czy układu trawiennego- żeby wchłaniać i przyswajać podawane im kosmetyki godzinami...

Jeśli macie jakieś pytania, oczywiście piszcie ;*


czwartek, 12 września 2013

Palette deluxe 230 platynowy blond

No i nie wytrzymałam do weekendu ;D
Wczoraj wieczorem zmusiłam mojego A. do nałożenia mi farby na odrosty.
Wielki test nowej palette deluxe 230 platynowy blond z serii shimmering blondes.




Zanim pokażę Wam efekty na zdjęciach kilka słów odnośnie obiecanek producenta.
Luksusowy, bogaty i trwały odcień blond- zgadzam się! Pięknie lśni, jest wielotonowy, jak z trzymaniem się zobaczymy z czasem, ale jestem dobrej myśli, bo palette nigdy mnie nie zawiodła, a z opinii blondynek, które już kilka razy farbowały wiem, że wszystko jest super.
Rozjaśnianie o 2-4 tonów- hmmm... i tutaj reklamowa ściema, bo na oksydancie 9% uzyskujemy pojaśnienie pełne 2 tony, przy bardzo podatnych włosach max 3.
Pielęgnacja odżywczymi olejkami- zgodzę się, zarówno krem koloryzujący jak i maseczka "po" zawierają jakieś tam olejki.
Niwelowanie miedzianych tonów- i tutaj mam mieszane uczucia. Chociaż na zdjęciach tego nie widać i na długości mój kolor jest niesamowicie zimny z refleksami niebiesko-szarymi to odrost przy bardzo wnikliwym przyglądaniu ma refleks "orzechowego blondu" czyli taki żółto-rudo-szary. Możliwe, że to minie, że to reakcja włosów na rozjaśnienie- przecież kolor się "domyje" i będzie równał z kolejnymi farbowaniami- w każdym razie nie jest źle, ale z taką deklaracją liczyłam na idealnie czyste rozjaśnienie. Możliwe też, że na oksydancie 12% wyszłoby lepiej (nie będę próbować, bo jednak zależy mi na zejściu na oksy 9%, gdybym miała trzymać się tej 12%- to dalej farbowałabym a10).
Przyjemny zapach- o tak...coś jak kwiatki i męskie perfumy, ale ładne. I nie daje tak amoniakiem po nosie i oczach jak seria intensive ( a10).
Miło, że producent wspomniał na opakowaniu, że efekt z przodu opakowania ( modelka) dotyczy rozjaśniania włosów jasny blond (żeby nikt nie liczył, że uzyska platynę farbą z ciemnego blondu czy jasnego brązu ;]).

Co więcej ode mnie...
Trzymałam na odrostach 50 minut i na koniec malaks na długości 2-3 minuty.

+ farba piecze tylko chwilę po aplikacji- bardziej tak szczypie i czuć bąbelki na skórze jakby się pieniła ;D na pewno jest to mniej uciążliwe i bolesne niż w serii intensive czy naturals ( a10 i 219), możliwe że na przetłuszczone włosy nie będzie nic piekła- ja stosowałam na podrapaną skórę ( ach ta wrażliwość na szampon dove!) i umyte noc wcześniej włosy...
+ łatwo i szybko się spłukuje
+ na włosach przybiera odcień kakao/kawy z mlekiem (taki brudny róż z szarym i lekko brązowym kolorem)
+ wygodna aplikacja- buteleczka z aplikatorem, rzadka konsystencja farby
+ przy spłukiwaniu nie czuć na włosach, że były poddane jakiemukolwiek procesowi!
+ świetna maseczka "po"- myślałam nawet, że to zakamuflowany balsam albo maska Gliss kur 7 oils  ale nie, lekko różnią się składem, działają identycznie- włosy elastyczne, nawilżone, miękkie
+ farba przeznaczona do włosów jasny blond po jasny brąz

- cena farby 17zl, ale może dochodzić do 22zl ;/
- dostępność
- na mokro włosy są wściekle rude i miałam przez to niezłego stracha, gdy wyschną jest ok.


Ja teraz będę wnikliwie obserwować kolor i edytować post w razie potrzeby, na pewno zrobię do tej farby jeszcze jedno podejście za 3 tygodnie. I myślę, że wtedy podejmę ostateczną decyzję- deluxe 230 czy powrót do palette ICC a10... bo kolor właściwie jest po obu farbach zbliżony, może po platynowym odrobinę bardziej chłodny.

Ps. wybaczcie na fotkach spuszenie włosów- poszłam spać z mokrymi, bo było już bardzo późno i ani odpalić suszarki, ani czekać aż wyschną ;P do tego fotki są ciemne, bo dziś pochmurny dzień.






Wracam z EDYCJĄ.
Minęło półtora tygodnia i niestety musiałam odrosty zafarbować ponownie- swoją sprawdzoną i zaufaną Palette ICC a10.
Z każdym kolejnym myciem było coraz gorzej- odrosty stawały się wiewiórczo rude. Na długości kolor pozostał przepięknie chłodny i błyszczący.
Wiem już, że ta farba nie jest po prostu dla mnie. Mam za ciemne odrosty (poziom5), żeby farba na oksy 9% mogła dać mi satysfakcjonujący i chłodny kolor platyny.
Do tego mam zbyt wrażliwą skórę na tą olejową formułę- po kilku dniach od farbowania odkryłam kilka strupków na głowie.

Polecam więc tylko osobom, które nie mają skłonności do alergii podczas koloryzacji i o naturalnym kolorze nie ciemniejszym niż ciemny blond. Najpiękniej ta farba sprawdzi się na jasnych naturalnych blondynkach.
Ja niestety zadowolona z niej nie jestem ;( i długo teraz się zastanowię nim znów zdradzę sprawdzoną a10 <3


środa, 11 września 2013

Nowy nagłówek od Angeliki

Hej Kochani!
Mogliście zauważyć małe zmiany na blogu ;)
Oczywiście to nie praca moich paluszków, nie mam takich uzdolnień do czego się przyznaję.
Zawsze podkreślałam, że mogłabym wam pisać na czystych stronach, tym bardziej miło mi, że dbacie o estetykę mojego bloga i tworzycie go razem ze mną.
Wśród was są dobre duszki, które co raz sprawiają mi bezinteresownie radość ;*
Dziękuję Angelice za prześliczne nowe logo, sprawiła mi wielką przyjemność i niespodziankę ;*
Mam nadzieję, że i Wam się podoba?

Powoli szykuję się do wpisów o szamponie Eva natura, o najlepszych mixach kosmetycznych sprawdzających się na moich włosach (bo chcecie prawda?) i miałam jeszcze o czymś napisać, komuś z was obiecałam i nie pamiętam co...skleroza w tym wieku jak nic.
Przypomnijcie, albo piszcie o czym chcecie przeczytać jak najszybciej, a jak to zrealizuję to wracam do cyklu farb jak dawniej, bo aż puchną na mojej skrzynce.

wtorek, 10 września 2013

Maska L'Oreal elseve total repair extreme

Dziś recenzja, na którą długo czekaliście (przepraszam).
Będzie wyjątkowo pozytywnie i w samych zachwytach ;3

W moim odczuciu jest to produkt przełomowy dla L'Oreala jeśli chodzi o ich produkty ogólnodostępne, popularne.
Już po pierwszym zastosowaniu stwierdziłam, że ta maska przebija przynajmniej połowę masek profesjonalnych z jakimi miałam do czynienia, jeśli chodzi o działanie, cenę, komfort stosowania itp.
Dla moich włosów to totalnie rewelacyjny produkt, zupełnie jakby stworzono go dla potrzeb moich włosów! Pasuje im w 100%.



Nazwa: L'Oreal elseve total repair extreme, maska rekonstruująca.
Parę słów na ten temat- nigdy nie powinniśmy mylić nazw masek i ich działań: rekonstruująca, odbudowująca (wypełniająca), regenerująca- to zupełnie inaczej działające produkty!
Ta maska stara się uzupełnić ubytki w zniszczonych włosach, rekonstruuje je- wiadomo, że może działaniem tylko naśladować naturalnie zdrowy włos, bo przecież to co nam się w zniszczeniu wykruszyło to już nie odrośnie magicznie ;) Robi to jednak wyjątkowo dobrze- co widać od razu na końcówkach włosów, czyli w najbardziej uszkodzonych partiach.
Obietnice: działanie na poziomie 10 warstw włosa ( tu szacunek dla producenta, zaznacza, że nie każdy włos posiada 10 warstw, czyli nas nie kłamie), kwas mlekowy nazwany LAK 1000 jako substancja rekonstruująca wewnętrzna, działanie lorealowskim CERAMIDEM jako substancja wypełniająca zewnętrzne ubytki. Odbudowa od cebulek po ostatni milimetr- i to już jest tzw. reklamowa bajka, bo maski wszak nie nakładamy na skórę, więc skąd te cebulki? ;) No ale faktycznie, traktuję to jako reklamową przenośnie- maska radzi sobie z każdą partią włosów od nasady po końce.
Obiecane rezultaty: extremalna rekonstrukcja, zwiększona odporność, wygładzenie aż po końce- i tu ode mnie 100% prawdy. Nawet bez modelowania, moje ciężkie falujące włosy mają końcówki tak ujarzmione i proste, jakbym przejechała po włosach prostownicą.
Sposób użycia: sugerowany to nakładanie na 2-3 minuty, na osuszone włosy i spłukać- łatwo się spłukuje! ja stosuję nawet co mycie na kilka minut, nie zauważyłam przeciążenia nią włosów- nie mierzę czasu, ale nie przetrzymuję nie wiadomo ile, bo wiem, że po tego typu produkcie włosy mogą klapnąć.
Skład: na początku składu mamy alkohol nawilżający, glicerynę i dużą dawkę kwasu mlekowego, hydrolizowane proteiny pszenicy, dalej argininę, serynę, kwas cytrynowy. Zawiera przy końcu składu alkohol izopropylowy, ale nie uważam, żeby w tym wypadku należało się go obawiać- widać, że to tylko konserwant w tym wypadku. Z "wygładzaczy" mamy antystatyki i PEG. Brak dimethiconów i innych popularnych "tanich" silikonów- na wielki plus, bo to się na włosach czuje!
Cena/wydajność/dostępność: ok. 20zl za 300ml ( w promocji do upolowania za 15!), bardzo wydajna, bo ma dosyć lekką konsystencję i łatwo się aplikuje jakbyśmy wsmarowywali we włosy żel-krem. Niewielka ilość wystarcza dla super efektów, do tego łatwo się spłukuje z włosów. Dostępna chyba "wszędzie" markety, drogerie.
Zapach/kolor: dla mnie to elegancki zapach kosmetyków fryzjerskich w połączeniu z kwiatami. Dosyć mocny, jednak na włosach czuć go delikatnie. Kolor maseczki biały.
Działanie na włosach: po zastostosowaniu już przy spłukiwaniu robią się śliskie, miękkie i lejące. Rozczesują się bajecznie.
Po wyschnięciu włosy nabierają niesamowitego blasku ( dzięki zakwaszającej formule)- odkąd jej używam, niezależne od siebie osoby zwracały uwagę na moje włosy, najczęstsze komplementy to : czym ty je nasmarowałaś? lśnią jak szalone!( a jestem blisko 4 tyg. od farbowania), ale cudowne włosy, jakie gładkie i miękkie!, fantastycznie ci się układają włosy- obcinałaś? masz włosy jak len, ale błyszczą, mogę dotknąć? itp. Chyba nigdy aż tyle ludzi nie zwróciło uwagi na moje włosy co przez ostatni miesiąc ;D największe zaskoczenie to miłe słowa od babci A., która włosami niezbyt się fascynuje, a jednak zauważyła ;)
Są miękkie, gładkie, jakby wyprostowane- dlatego kręconowłose może niech uważają, albo przetestują od kogoś odlewkę zanim kupią.
Połysk w pomieszczeniach jest taki "miękki" satynowy, w słońcu jakby włosy lśniły brokatem( jak tafla jeziora w słońcu)- niesamowicie odbijają światło! ( najbardziej widoczne jest to na blondach, ciemniejsze kolory będą dawać mniej spektakularny efekt).
Dociąża włosy- i tu obawiam się, że na cienkich, rzadkich włosach może być zbyt mocna i lepsza będzie odżywka z tej serii. Bo skoro moje końcówki są idealnie gładkie, ujarzmione i spodnia warstwa włosów też, to coś znaczy...
Przy częstym stosowaniu włosy się nie "przejadają" i nie wyglądają gorzej- przynajmniej moje ( test około 5-6 użyć pod rząd).
Nie wpływa na  szybsze przetłuszczanie czy alergie skórne- jestem dowodem na to ;)
Można stosować ją wyłącznie ( i moim włosom to pasuje, nie ma efektów ubocznych rekonstrukcji typu sztywne włosy czy końce), jednak jeżeli uznalibyście, że włosy np. mają sztywne końcówki czy coś nie do końca jest idealnie, to spłukać maskę i nałożyć na dolne partie włosów  odrobinę odżywki do farbowanych albo do suchych włosów ( isana, dove, garnier), aby je zmiękczyć mocniej.
Sugeruję stosować maskę z oczyszczającym lekkim bezsilikonowym szamponem ( dla mnie to Familijny, Eva natura).
Do włosów cienkich, prostych, rzadkich- lepsza może okazać się odżywka z serii- przy czym dla mnie odżywka jest ciut za słaba, niemniej to bardzo dobry kosmetyk.
Radzę odpuścić sobie szampon z serii.

Jak coś sobie przypomnę to dopiszę ;)

Jako dokumentację załączam fotki maski, jej składu oraz moich włosów po jej zastosowaniu wraz z szamponem Pollena-savona Familijny.
Na ślubie również moje włosy były po tej maseczce.








Polecam!!!
Dla mnie ta maska to totalny hit- mój numer 1 i póki co używam jej non stop i nie zamierzam zmieniać na inną.
L'Orealu- ostatnio mi podpadłeś, ale wybaczam ci za ten produkt! Wielbię <3


czwartek, 5 września 2013

Żółty Gliss kur powraca do gry!

Dziś tylko zapowiedziowo...
Ale sprzedam Wam newsa!
Wiem, że w ostatnim czasie polowanie na żółtą linię Gliss kura z olejkami i zdobycie z tej serii odżywki czy maseczki graniczyło praktycznie z cudem.
Sama, kiedy skończyłam z bólem serca swoją odżywkę, kolejną mogłam kupić dopiero za 3 czy 4 odwiedzinami w markecie.
Ale, ale!
Sama nie wiem jak to zrobiłam i nawet ostatnio pisałam blondynkom na wizażu, że żółta linia nie jest wycofywana, tylko jest jakiś problem z odpowiednią ilością "zatowarowania"sklepów akurat tą linią, bo zaprzeczyć nie można, że to najlepsza z linii, produkt wyróżniający się i sztandarowy marki...więc kupiłam z szybkości myśląc, że odżywkę w nowym opakowaniu...a tymczasem zdobyłam balsam z linii!
Składowo różnic trochę jest, działanie w porównaniu z odżywką wymiata.
Przede wszystkim balsam dużo lepiej uelastycznia moje włosy (coś jak karite garniera, ale zarazem dociąża włosy odpowiednio i nie ma fruwających końcówek), natłuszcza-nawilża na dużo dłużej względem odżywki z serii, no i najlepsze- wcale nie czuję na swoich włosach obecności protein!
Przy odżywce efekty były powalające do 2-3 użycia pod rząd, potem końcówki sztywniały i włosy robiły się suche, więc mieszałam ją z inną odżywką nawilżającą, albo stosowałam jako zabezpieczenie nawilżającą, a Gliss kura jako końcową i wtedy efekty były super ( polecam duet z isaną czerwoną, albo Garnierem AiK).
A balsam <3 nie sprawia mimo kilku myć pod rząd żadnych nieprzyjemności "proteinowych", mało tego, balsam jest wystarczający moim włosom sam w sobie!
Włosy po wyschnięciu zachwycają miękkością, są lejące, błyszczą- efekt z reklamy.
Także polecam Wam udać się na polowanie i nie poddawać się!
Myślę, że wiele osób będzie zachwycone tym balsamem, bo już odżywka miała dobre recenzje, a dla mnie balsam Gliss kur 7 oils stoi obok L'Oreala extreme, którego ostatnio też uwielbiam ;) (o nim niedługo- obiecuję już na serio, bo obrobiłam się z wpisami ślubnymi).
Do następnego Kochani!
Aha, wrzucam Wam składy i opakowania do porównania:

                                                                        Odżywka




                                                                         Balsam




środa, 4 września 2013

Ślub wspomnienia cz.3 uroczysty obiad, kolejne wpadki, rzuty bukietem i krawatem

Po toaście w 16 stołach okazało się, że nasze stoły nie są ulokowane na sali, o której była mowa z panią menadżer restauracji ;/ co gorsza! nasze stoły były ustawione zupełnie inaczej niż tego wymagaliśmy! Spotykaliśmy się 3 razy z szanowną panią menadżerką w celu ustalenia wszelkich szczegółów i wykonaliśmy do niej kilkanaście telefonów, więc moim zdaniem to prawdziwy skandal, że jeszcze tydzień wcześniej było wszystko umówione i nawet nie poinformowano nas o jakichkolwiek zmianach! Jako, że gości miało być niewielu- około 30 osób, gwarantowano nam, że uda się usadzić gości przy jednym stole ( na czym nam bardzo zależało) ustawionym w kształt litery "U". Przy czym na środku mieliśmy siedzieć my-młodzi, obok nas starsi, dalej rodzice, rodzeństwo dalsze itd.
Tymczasem na sali, do której nas poprowadzono ustawiono 3 stoły- 2 długie i jeden na 5 osób- gdzie my plus starsi to 6 osób ;/ taki szczegół... w nerwach i szoku zapytałam kelnerkę, która miała cały wieczór być do naszej dyspozycji wyłącznie, co to ma znaczyć?!
Dziewczyna odparła tylko slogany w stylu: ale my mieliśmy takie zalecenia! tego się nie dalo inaczej ustawić! itp.
Oczywiście sprawy tak nie zostawiliśmy, mój A. wściekły zaczął dzwonić do nieobecnej menadżerki...jak można się było spodziewać jej telefon był wyłączony ;]
Mój A. zamierzał już ustąpić, zrezygnować, usiąść jak się dało- rodziny siadły i tak osobno, ale ja nie zamierzałam odpuścić!
Nasz stół dla młodych był tak beznadziejnie ustawiony, że przez stojący obok słup całą imprezę-obiad nie widziałabym nawet nikogo z rodziny, bo wszystko zasłaniał.
Rodzina siedziała w otępieniu przy stołach i patrzyła jak miotając się z siostrą i starszym J. zaczęliśmy logistycznie zmieniać układ ustawień stołów na sali i po prostu pościskaliśmy gości tak, że dosiedliśmy się do stołów gości ustawionych równolegle. Niestety zostaliśmy rozdzieleni ze starszymi E. i R., bo ich musiałam przenieść do stołu z rodziną mojego A., a my dosiedliśmy się do stołu z moją rodziną.
Dziś myślę, że to musiało zabawnie wyglądać jak wściekła miotałam się, rozkazując gdzie przenosić krzesła, gdzie odstawić niepotrzebne stoliki itp., ja nawet w tej sukni mało mebli nie brałam i sama nie przenosiłam ;D powstrzymali mnie starsi ;)

Był to też moment poważnego spięcia z moim A.- mimo obecności gości wypyskowaliśmy sobie dosyć ostro, bo on uważał, że nie ma co robić afery, jak nas resto przekręciła to trudno, inaczej to się załatwi (czyli z jego podejściem wcale). A my kłócimy się jak burza z piorunami, czasem uszy więdną ;D, na szczęście rodzinka zna nas już pod tym kątem, więc każdy udawał, że nic się nie stało, a mój A. ustąpił moim rządom i wyszedł na papieroska.
Potem miałam chwilę przerwy na dalsze ogarnięcie sytuacji, bo zapanowała grobowa cisza, rzuciłam w złości nawet jakiś suchar, że to chyba jakaś stypa a nie wesele...
Złość przyszło mi wyładować niestety na kelnerce, która nie wiem czy to ze stresu czy braku doświadczenia sama nie radziła sobie z obsługą 26 osób. Zanim podała zupę, pierwszy stół skończył jeść, drugi dopiero mógł zaczynać, jak polewala pierwszą kolejkę wódki- to na toasty szło czekać w nieskończoność. W restauracji obecni byli też inni kelnerzy/barmani, ale tylko wycierali kieliszki za barem albo stali w swojej służbówce i rozmawiali ;/
Wzięłam sis pod pachę i ruszyłyśmy "ustawiać" kelnerkę.
Zażądałam wódki na stoły- sami sobie poleją goście ;] i żeby zagęszczano trochę ruchy i że to ja od tej pory decyduję o kolejności podawania dań ( a było ich mnóstwo, plus deser lodowy i tort).
Powoli wszystko ruszyło z kopyta, doszła druga kelnerka- moja ulubiona blondynka, która jest cudowna w tym co robi ;3...

Przez chwilę siedząc w milczeniu na swoim krześle, patrząc na parujący obiad, którego zjeść nie mogłam z powodu szopek z jelitami, otępiona na podwójnej dawce leków uspokajających i codziennych, zaczęłam myśleć, że to najgorszy dzień w moim życiu...
Po co mi to wszystko było, teraz goście siedzą w ciszy i wyglądają na znudzonych i smutnych, nikt nie chce zacząć polewać ani rozmawiać...Jest gorzej niż tragicznie, łzy cisnęły mi się do oczu z wściekłości i bezsilności- przecież wszystko tak wspaniale zostało zorganizowane, przemyślane, milion razy obgadane...zawiódł czynnik ludzki- tylko i wyłącznie.
Byłam zła, że w ogóle tyle nerwów mnie to wszystko kosztowało, tyle łez, tyle marzeń...
Mogłam pojechać ze świadkami do urzędu, wziąć cichy ślub jak chcieliśmy, ale nie!
Rodzice wymogli na nas, że tak nie można, że oni poczują się jak śmieci...
Więc dla nich cały ten trud i impreza, która zaciskała mi pętlę na szyi, chciało mi się wyć z bólu.

Rozjaśnienie umysłu przyszło dosyć szybko ;)
Postawiłam wszystko na jedną kartę- starsi i nasi przyjaciele zaczęli polewać w szybkim tempie wódeczkę, doszłam do nie wiem której szybkiej kolejki i poczułam się bardzo źle- ale zdrowotnie ;/
Za to przyszło cudowne rozluźnienie i obojętność, że teraz niech się dzieje co chce...
Tymczasem sytuacja zaczęła się gwałtownie poprawiać, goście zaczęli się bawić, uśmiechać, mnie było lżej.
Jak zawsze moja mama się śmiała, że "wódka to woda rozmowna", tak nagle wszyscy zaczęli się super bawić, a to nie było łatwe- 2 kompletnie nie znające się rodziny- może poza młodymi- bo imprezowaliśmy jednym gronem, do tego połowa rodziny stale za granicą i widząca się raz na kilka lat, a tu nagle języki się rozwiązały ;3
Postanowiłam kuć żelazo póki gorące i wraz ze starszymi zorganizowałam ostatecznie rozluźniający nas i gości element weselny- czyli rzucanie przez pannę młodą bukietem ślubnym i krawatem ślubnym przez pana młodego.
Teraz może kilka słów o tej uroczej tradycji.
Panna młoda rzuca bukiet obecnym na weselu panienkom, a  Pan młody rzuca krawatem zdjętym z siebie, kawalerom. Żeby wróżba się spełniła i osoba, która złapie magiczną rzecz została następną w kolejności panną młodą/panem młodym, należy przedmioty zostawić zwycięzcom jako talizman!
Wiem, ze to różnie się w różnych regionach praktykuje, często nosi to znamiona zabawy i przedmioty wracają do "młodych", ale tak być nie powinno. Jak ma się spełnić to trzeba ofiarować część swojego szczęścia.

Teraz najśmieszniejsza część tego wpisu ;D
Zwróćcie uwagę na miny panien i kawalerów hahahaha

 Przygotowanie do rzutu, starszy R. miał się mną opiekować, żebym nóg nie połamała. Oddał mi nawet swój krawat ;D
 Przyszłe panny młode pędzą po trofeum, a reszta gości obserwuje.
 Szybkie ustalenie zasad, nie wolno oszukiwać!
 Rzut....ewidentnie bukiecik chciał trafić do mojej siostry ;)
 Moja szczęśliwa siostrzyczka <3
 Tutaj tłumaczono mi, że bukiecik obił się o parasol i poleciał na sis.
 Tutaj widzicie jaką goście mieli radochę z takiej prostej weselnej zabawy.
 

 Czas na rzut mojego mężulka ;D
 Niestety ma parę w łapach i wyrzucił krawat daleko za linię kawalerów ;D
 Starszy R.- brat mojego A. był najbliżej, więc to on zwycięża.
 II tura rzutów, bo tamto podobno się nie liczyło ;P
Tu pełne poświęcenie panów ;D Krawat upadł na dłoń naszego Klemiego ( jasny krawat, jasna koszula), a E. mu go wyrwał i został zwycięzcą ;D ( ciemny krawat biała koszula).

Następnie wróciliśmy do lokalu w cudownych humorach, roześmiani, rozbawieni...
Chociaż nie było tańców, wszyscy przesiadali się miejscami i gorąco plotkowali, część wychodziła do stolika "w ogródku" do palarni i tam odbywała się druga gorąca dyskusja. Czułam się jak na wielkiej domówce!
Wszyscy bez wyjątku pili, jedli, przekrzykiwali się, wygłupiali... było cudownie!
Tak spędziliśmy czas do około 23, kiedy przyszedł czas pożegnań, część osób była już bardzo "niewstanie", bo wódki było morze, część zmęczona, ale chyba wszyscy zadowoleni i szczęśliwi.
Ja od połowy imprezy też odczuwałam już tylko nieustającą radość i świetnie się bawiłam.
Nie zwracałam już uwagi na teściową, która psuła tylko humory mnie i ludziom, nie wybaczę jej tego co powiedziała mojej mamie nigdy! Miała jednego wroga (mnie) teraz ma dwóch ;]
Pożegnanie z nią było zimne i mam nadzieję, że nie przyjdzie mi więcej jej oglądać, a przynajmniej będę się starać jak ostatnie 2 lata- totalnie ją ignorować jakby nie istniała i trzymać się z daleka.
To z moim kochanym A. mam być szczęśliwa i żyć, a nie z teściową, z takiego założenia wychodzę.
To z Adrianem tworzymy teraz własną rodzinę, nie z teściami (choć przynależymy do swoich rodzin nadal).

Podsumowując: ślub uważam za udany, mimo całego towarzyszącego stresu, jadu, niezakończonych rodzinnych konfliktów i ciągłego bycia "na super adrenalinie"... gdybym jednak miała jeszcze kiedykolwiek wychodzić za mąż, będzie to cichy ślub ze świadkami, ponieważ mimo miłych wspomnień, nie chciałabym już nigdy więcej tego przechodzić.

Teraz cieszymy się sobą, wciąż jeszcze nie mogąc przyzwyczaić do nowych ról i mówienia sobie "żono", "mężu".
Jesteśmy szczęśliwi i to najważniejsze.

Koniec cz.3 ostatniej.

wtorek, 3 września 2013

Ślub wspomnienia cz.2 ceremonia w USC

Kiedy wysiedliśmy z auta właściwie wszyscy zaproszeni goście już byli na miejscu, stali w grupkach i rozglądali się, z której strony nadjedziemy ;)
Jedynymi osobami, których brakowało byli moi teściowie.
Zdenerwowany A. wciąż do nich wydzwaniał, gdzie oni są, za ile będą i że musimy już zaczynać, co mnie jeszcze mocniej rozstrajało nerwowo.
Nie mogłam uwierzyć, że ta kobieta (teściowa) jest zdolna zepsuć ślub własnego pierworodnego tylko dlatego, że się ze mną nienawidzi i prowadzimy "otwartą wojnę podjazdową". Sytuacje podgrzewał fakt, że nasz świadek-starszy R. zostawił dowód w aucie matki i ona miała dowieźć nam ten dowód o czasie...ostatecznie poleciał biegiem na podzamcze, żeby dobiec z dowodem, ja tymczasem miałam już wchodzić z A. do urzędu na piętro by zgłosić, ze już jesteśmy.
I nagle kolejna wtopa- moja siostra, która miała być moją świadkową-starszą okazuje się, że też nie wzięła dowodu!
Powiem Wam szczerze, że myślałam, że ich tam roztrzaskam pod tym urzędem!
Goście zamarli, zapadła cisza, więc zimno stwierdziłam tylko, że są niepoważni i że zmieniamy świadków jeśli tak...
Weszłam na piętro, okazało się, że jeżeli chce opóźnić lekko ceremonię, muszę mieć zgodę samego kierownika- gdy weszłam do jego pokoju myślałam, że umrę ze wstydu. Łzy miałam w oczach i pomyślałam, że to nie dzieje się naprawde! Jak to możliwe, że najbliżsi mi ludzie tak mnie zawodzą, tym bardziej, że o dowodach trąbiłam im przy każdej rozmowie, spotkaniu itp.
Kierownik widocznie widział, że ja tam padnę trupem za moment z nerwów, bo już nawet nie byłam blada a zielona i drżałam, więc zgodził się dać nam 5 minut....choć z niesmakiem stwierdził, że jesteśmy po czasie i że już mieli nas wykreślić bo myśleli, że się nie stawimy.
Moja E. na szczęście mnie nie zawiodła <3, miała dowód i stanowiła mi wsparcie przez te kilka gorących minut...R. dobiegł z dowodem i mogliśmy zaczynać.

Niestety, zdenerwowana byłam już tak, że momenty gdy musiałam wstawać z ozdobnego krzesła stanowiły dla mnie wyczyn jak wejście na Giewont ;/ za każdym razem czułam zawroty głowy, ciemność przed oczami i w duchu błagałam chyba samą siebie, żebym tylko nie zemdlała...a nogi były jak z waty.
Kierownik urzędu, przed którym drżałam okazał się udzielać nam ślubu ;) Był bardzo wesoły i ciągle się uśmiechał patrząc na mnie- chyba widział, że ze mną jest potwornie źle, dodawał mi otuchy jak nikt ;* Jeśliby jakimś cudem mnie czytał, to chciałabym mu gorąco podziękować, jest wspaniałym człowiekiem. No i teksty, którymi rozśmieszał nas przy podpisywaniu dokumentów ;D

                                                             wszyscy obecni ;*



                                                                   E.
                                                                 R.
Sama przemowa była krótka i rzeczowa, co bardzo wszystkim się podobało.
Przysięga mojemu A. poszła jak z płatka, aż w szoku byłam, widząc jak ze zdenerwowania ciągle coś robi z rękoma, nawet się śmiałam czy się modli ;)
Tymczasem ja dałam plamę, bo 3 razy zacięłam się w jednym momencie i myślałam, że już nie powiem jej do końca ;D

"Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z (imię Pana Młodego) i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe." ( na tym kawałku się zacięłam, bo nie pamiętałam czy pierwszy wyraz to nasze, małżeństwo i tak się motałam tymi 2ma wyrazami ;D)

Nie przejmowałam się tym zbytnio, ponieważ wpadki w słowach przysięgi dobrze rokują małżeństwu ;) Do tego mieliśmy piękną pogodę- jeśli ktoś wierzy w zabobony, to również dobry znak, że małżeństwo będzie bez łez, burz itp.

Potem nastąpiła wymiana obrączek- A. powiedział mi, że o mały włos a wziąłby swoją i ciekawe jak by ją nałożył mnie ;) Ale udało się, zatrybił i wymieniliśmy się obrączkami bez sensacji- goście nie zauważyli zawahania.
Potem szybki buziak, wręczenie dokumentów i musieliśmy szybciutko wychodzić, bo goście z innego ślubu wbili się nam na salę.







Przed urzędem goście składali nam życzenia i gratulacje.
Od tego momentu wierzcie mi, ale kumulacja stresu sprawiła, że mam w głowie dziurę czarniejszą, niż na zakrapianych imprezach za małolata ;D Nie pamiętam, kto co do mnie mówił, kto mi jaki prezent dał, jak zobaczyłam chrzestnych to rozpłakałam się jak bóbr. Chrzestni byli dla mnie symbolem obecności mojego taty, którego jako jedynego w tym dniu mi zabrakło i bardzo nad tym boleję do dziś...tamtego dnia ciągle myślałam, że zrobi mi niespodziankę i wreszcie się zobaczymy po 12 latach...wierzyłam w to i pragnęłam tego najmocniej na świecie, a jednak nie spełniło się ;(
Jak więc już się rozpłakałam, tak makijaż mi spłynął, liczyłam na pomoc E., że mnie powyciera w między czasie, bo goście byli z lekka przerażeni moją reakcją a raczej jej intensywnością, a tymczasem E. patrząc na mnie też zaczęła płakać ;D
Powoli jednak sie pozbierałyśmy, prezenty starsi odnieśli do naszego auta, a w tym czasie wraz z gośćmi przeszliśmy do restauracji jakieś 50m obok urzędu.
16 stołów przywitało nas toastem za młodych, a później nastąpiło ogromne rozczarowanie i niemiłe niespodzianki, na które musiałam zebrać silę i szybko się z nimi uporać.
Musiałam też zadbać o gości z pomocą starszych Ż. i J. oraz E. i R., bo najważniejszym dla mnie było, aby moi bliscy dobrze się bawili i cieszyli tym dniem, nawet bardziej niż ja sama.

                                                 my ze starszymi od strony mojego męża- R. i E.


Cdn.
koniec cz.2