czwartek, 31 października 2013

Włosy Bunny 11.2013 i ostateczne pożegnanie koszmaru rozjaśniacza.

Dziś wpis motywujący dla wszystkich Was (blondynek), które wciąż jeszcze nie podjęły walki o zdrowsze włosy i przejście z rozjaśniacza na farbę np. superblond.
Oraz dla tych, które są gdzieś w trakcie tej długiej drogi, aby zyskać wymarzoną długość włosów na nowym kolorze i walczą z rzucającą się w oczy różnicą, nie chcąc poddawać włosów kolejnym zabiegom, które je zniszczą.

Postanowiłam jako ostateczne "działo" motywujące ujawnić kompromitujące fotki moich włosów z czasu, gdy dokopałam już im tak, że każde czesanie było koszmarem i jedyne z czego mogłam być dumna, to z koloru królowej śniegu ;D Dziś boleję nad stratą wymarzonego koloru (zawsze marzyłam o białych włosach a'la obecna Kora), który był moim znakiem rozpoznawczym, jednak nie jest u mnie możliwe otrzymanie go na samej farbie bez ingerencji choć odrobiny rozjaśniacza.
Jest kilka lat później ( jakieś 3-4?) i odnalazłam swój nowy wymarzony kolor- ultra jasny popielaty blond. Mogę być dumna chyba z przebytej walki, ponieważ dziś już nikt nie powie mi, że moje włosy straszą, a przynajmniej mam taką nadzieję...bez moich blondyn ;* chyba by mi się nie udało, ale to one podnosiły na duchu, gdy już łapałam za palette 100 ;P

Mogłam przyciemnić włosy- nie zrobiłam tego bojąc się jeszcze większej tęczy kolorystycznej, a z białych włosów wszystko spływa...Do poziomu 8 przyciemniać nigdy zamiaru nie miałam, ten poziom mnie nie kręci, podjęłam więc trud bycia brzydką i robienia comiesięcznych odrostów farbą, a długości zostawiłam w spokoju i regularnie podcinałam. Mogłam przyciemnić na poziom 9- teraz mam 10.1., ale bałam się brudnego podcienia, który bardzo widoczny jest przy popielatych blondach, kiedy są zażółcone innym odcieniem...ja wciąż walczyłam o to by być blisko bieli, nie żółtych naturalniejszych blondów. Udało mi się...

Dziś mogę się cieszyć włosami, które bez większego problemu rozczesuję ukochaną szczotką KLIK!, bez której nie wyobrażam sobie życia ;) i nie używam w ogóle grzebienia!
Włosami, które mogę pielęgnować bardzo minimalistycznie- prosty szampon i odżywka do spłukiwania albo maska i to wszystko ( tutaj szampon natei winogronowy i odżywka loreal extreme).
Cierpliwość i upór w dążeniu do celu przynoszą olbrzymie sukcesy, pamiętajcie o tym!
Nigdy nie marzyłam nawet, że będę mieć włosy w wymarzonej długości- między talią a kośćmi biodrowymi, w wymarzonym białawym kolorze i będę mogła wstać z łóżka i bez czesania wyjść do ludzi ;) a teraz jest to realne i na dowód fotki tuż po wstaniu z łóżka, wybaczcie zapuchnięte oczy i brak makijażu.

Także walczcie, a ja trzymam kciuki!
I pamiętajcie, że czasem nie warto zamęczać siebie i włosów nadmierną pielęgnacją, niektóre włosy lubią proste traktowanie, tajemnica w tym by podać im idealnie do nich dostosowane kosmetyki.
I tu nie chodzi o oblepienie włosów silikonami jak wpierają wam włosomaniaczki-fanatyczki.

Ps. Możecie mnie "zjechać" za te zdjęcia, proszę wyżyjcie się!
Teraz gdy na nie patrzę, to mam ochotę śmiać się z siebie, że do czegoś takiego doprowadziłam.

Obecnie, piszę 11.2013 z wyprzedzeniem z powodu braku czasu na wpis w "długi weekend":


                                      są już tak długie, że kiedy chcę je cyknąć w całości to muszę się pochylić ;/

                                        końcówki po spaniu w luźnym kucyku tak się falują, ten półokrąg kolorystyczny to efekt cienia od lampy- robię fotki tuż pod nią, bo lustro wisi na ścianie ;/ niżej foto, że z kolorem wszystko ok ;)


A tak było jakieś 3 lata temu...przerzedzone końcówki i koszmar kolorystyczny.

                                                   Normalnie chce się powiedzieć...trikolor! ;D
                                    Zanim znalazłam farbę "ideał" była seria nietrafionych poszukiwań...

Ps.2 Mam tyle fajnych kosmetyków do opisania dla was i mnóstwo farbek... co chcecie pierwsze?
Ps.3 Udanego i spokojnego weekendu, abyście szczęśliwie dotarli gdzie potrzebujecie i wrócili ;*
Do następnego!

wtorek, 29 października 2013

Fantasia Colore by Fama 8.36 + 9.36

Witajcie po przerwie!
Na dzisiejszy wpis przygotowałam efekty koloryzacji modelki 7Paulina7 profesjonalną farbą Fantasia Colore by Fama odcienie ambra (bursztyny) 8.36 (jasny blond bursztynowy) z 9.36 (bardzo jasny blond bursztynowy).
Paulina stopniowo przyciemniała włosy z bardzo jasnych srebrzystych blondów do bardziej naturalnych blondów w ciepłej tonacji w stylu socha/aniston.
Dzisiejsza mieszanka została zastosowana na oksydancie 6% na całe włosy, wyjątkowo można było tak postąpić, ponieważ Paulina ma odrosty na poziomie popielatej 7ki. Jak widać kolor wyszedł równiutki.
Proporcje farba-oksydant 1:2.
Farba nie szczypie i nie ma intensywnego, nieprzyjemnego zapachu.
Włosy nie są jednak tak gładkie po zmyciu jak po np. alfie, mimo to zniszczeń nie widać, włosy są w świetnej kondycji i ten blask!
Chociaż to nie są moje kolorystyczne klimaty, to nie mogę zaprzeczyć, że efekt jest cudowny <3
A jak Wam się podoba?
Ps. Fotki wstawiam w najróżniejszym oświetleniu, kolor "kameleon".
I zapomniałam dodać ;P
Te włosy pamiętają czasy rozjaśniacza, pasemek, wielokrotnego farbowania superblondami i parę przyciemnień...kto odważy się powiedzieć, że to widać? ;) i nadal uważa, że blondy niszczą? 









wtorek, 22 października 2013

Przychodzi kobieta w ciąży do fryzjera...

Dzisiejszy wpis będzie mieć charakter lekko humorystyczny i pogadankowy.
Skupię się na interesującym Was temacie czy kobieta w ciąży powinna/może farbować/rozjaśniać włosy albo poddawać je innym zabiegom chemicznym?

Kobiety w ciąży to dla fryzjera klientki wyjątkowe.
Ja zawsze podchodzę do nich trochę jak do dzieci- z troską (nieudawaną!), cierpliwością, wyrozumiałością i staram się spełniać ich życzenia zanim jeszcze je wypowiedzą.
Trochę jakbym była ich opiekunką- coś do picia, ploteczki, od razu uchylam okno, sadzam poza przeciągiem, ewentualne przerwy na toaletę bez skrępowania ;)
Fajnie, kiedy ciężarną jest nasza stała klientka, wtedy wiemy jaka to osoba na co dzień, co lubi, jakie fryzury, barwy, techniki pracy itp. Problem zwykle pojawia się, gdy ciężarna jest naszą nową klientką. Rozumiem wszystko: skoki hormonów, nastrojów, lęki...nie rozumiem tylko czemu takie osoby się na nas wyżywają za naszą prace albo kiedy odmawiamy czy próbujemy odwieść od usługi?
A czasem pomysły kobiet w stanie błogosławionym są przerażające (np.żądanie balejażu a'la skunks).

                                                            źródło internet

Stała klientka przyszła na comiesięczne "malowanie" odrostów. Kolor czekoladowy brąz, wszystko szło sprawnie do momentu, gdy pani zrobiło się za gorąco pod pelerynką do farbowania. Kręciła mi się, kręciła, ja powoli traciłam cierpliwość prosząc o 5 minut spokoju (nałożenie farby zajmuje mi jakieś 10-15 minut), aż ni stąd ni zowąd rozpłakała się ;P
Moja mina musiała być bezcenna, spanikowałam, że coś ją boli, że coś źle zrobiłam?
Zrobiłyśmy krótką przerwę, a Pani ocierając łzy stwierdziła, że ciąża to koszmar dla kobiety i żebym się nie martwiła, bo zdarza jej się popłakiwać codziennie, sama nie wie dlaczego...
Modelowałam z trzęsącymi rękami ;D Od tamtej pory po kobietach w wyjątkowym stanie spodziewałam się wszystkiego.
Pani oczywiście z efektu końcowego była zadowolona i do dziś się widujemy ;) kilka razy przepraszała mnie za tamtą sytuację, dziś śmiejemy się z tego i sama nie wiem czemu się wtedy tak przestraszyłam, chyba przez brak doświadczenia...

Najtrudniejszym co może być to odmowa wykonania usługi, która dla nas wydaje się absurdalna i szpecąca klientkę. Miałam takie sytuacje i bywałam ich świadkiem: np. kobieta o pięknych długich włosach twierdzi, że chce radykalnego cięcia "na chłopaka", bo mąż ją zostawił i ona odmienia swoje życie...przy czym wiem, że uwielbia dlugie wypielęgnowane włosy i będzie swojej decyzji żałować już po powrocie do domu...
Albo inna zapuszcza włosy, a po wiadomości, że jest w ciąży twierdzi, że musi je krótko ostrzyc, bo nie będzie mieć czasu dla siebie, bo dzidzia ją totalnie pochłonie i wraca też do naturalnego koloru, bo gdzie o fryzjerze myśleć...? matce nie wypada "leżeć i pachnieć" co by rodzina powiedziała?! (swoją drogą co za herezje, gotuję się gdy coś takiego słyszę;/, ale jak będzie chodziła publicznie w rozmemłanym dresie, z wielkim odrostem, tłustymi włosami i ciągle zmęczona to na pewno każdy uzna, że jest wymarzoną matką, jasne!)
Często panie pod wpływem wielkich zmian w życiu i przygotowywania do nowej roli chcą zmienić noszony latami ukochany kolor np. z czerwieni w platynę, czy z brązów w neonowe rudości albo czerwienie...oczywiście odmawiam. Mogą się denerwować, próbują przekupywać, proszą...NIE.
Koleżanki z branży kiwają nade mną głową z pożałowaniem...taka kasa przechodzi koło nosa.
A ja tak nie umiem, zrobić komuś coś, czego wiem, że w 99% będzie żałował...decyzje extremalne podejmowane w emocjach nie są dobre nigdy.
Inna rzecz, to że ciąża to nie jest najlepszy moment na włosowe eksperymenty- kolor czy trwała może nie wyjść, wielokrotne powtarzanie zabiegów jest niekomfortowe ani dla fryzjera ani dla klientki i jej włosów. Spotkałam też wiele kobiet w tym okresie życia totalnie niezdecydowanych- może to? a może tamto? i nawet po wykonaniu usługi nie wiedziały czy im się podoba czy też nie, a w kolejnym miesiącu planowały znów zmianę o 180 stopni.

Oczywiście ciężarne mogą farbować włosy.
Nie ma żadnych wiarygodnych wyników badań na to, że farbowanie/rozjaśnianie w jakikolwiek sposób jest w stanie zaszkodzić noszonemu przez nas maleństwu. Gdyby tak było, to informacje o nie wykonywaniu zabiegu zawierałyby ulotki do środków farbujących. Farbowanie nie ma też wpływu na to, czy po ciąży będą nam wypadać włosy bardziej czy mniej, a różnie z tym bywa.
Z mojego punktu widzenia jednak, jeżeli ktoś ma naturalne włosy to lepiej z koloryzacją poczekać do spokojniejszego momentu, gdy odnajdziemy się w rytmie obowiązków przy dziecku ( nie ma nic gorszego jak odrost na pół głowy po porodzie i tłumaczenie brakiem czasu).
Jeśli farbowałyśmy włosy przed ciążą to warto byłoby dofarbowywać same odrosty chociaż co 1-2 miesiące w dniu, kiedy dobrze się czujemy- pamiętajmy o przewiewnym pomieszczeniu, uchylonym oknie, nigdy nie róbmy tego w łazience! to grozi omdleniem! Można też podzielić aplikację farby na 2x jeżeli zrobimy np. wierzch głowy i zaczniemy źle się czuć to przerwać i dokończyć innego dnia.
Najwygodniej byłoby oddać się w ręce fryzjerowi albo jakiejś dobrej duszy...Farbujmy sprawdzoną przez nas farbą, nie testujmy nowych, bo wtedy ciężko jest powiedzieć przy złym efekcie czego była to wina.
Ciąża to też dobry moment na powrót do naturalnego koloru włosów, wtedy przyciemniamy kolor do jak najbardziej naturalnego, a później w razie potrzeby poprawiamy już tylko szamponetkami.
Możemy też pokusić się o fantazyjne refleksy by urozmaicić naturalny kolor- i to zdecydowanie najczęściej polecam.

Podsumowując, w moim odczuciu ciąża to nie choroba i nie powinna nas ograniczać.
Oczywiście dbajmy o zdrowie swoje i przyszłego potomka, ale nie dajmy się zwariować! Wciąż jesteśmy kobietami i powinnyśmy dbać o swój wizerunek!
Bardziej radykalne zmiany zostawmy na czas powrotu do formy, w ciąży starajmy się podtrzymać dotychczasowy ładny wygląd.
Ze swojej strony wszystkim ciężarnym, które mnie czytają, życzę lekkiego i szybkiego rozwiązania ;* i jeszcze prędszego powrotu do formy sprzed ciąży, bo nie da się ukryć, że dla jednych to najpiękniejszy okres w życiu, ale dla innych czas, który trzeba jakoś przetrwać.

A jakie są wasze doświadczenia z zabiegami fryzjerskimi podczas ciąży?

piątek, 18 października 2013

Londa naturals 12/8 szampański blond

Dziś troszkę zwalniam tempo i podrzucam kolejną popularną farbę blond.
Dawno już nie pokazywałam fotek po koloryzacji i szczerze to się za tym stęskniłam ;)

Zdjęcia udostępniła mi kochana buahhot ;* z bloga: http://lightblondhair.blogspot.com/2013/10/londa-128.html
Mam nadzieję, że u mojej ślicznej modelki wszystko już dobrze w życiu prywatnym i niedawne burze zostały przegnane. Dziękuję za pamięć o mnie i podsyłanie materiałów.

Londa 12/8 to kolor "kameleon". Z nazwy "szampański blond", a więc powinna wychodzić ciepło i beżowo, a tymczasem niespodzianka, odcień jest bardzo naturalny i dość chłodny. Na oko otrzymujemy jakiś poziom 8/9.
Pięknie wygląda na włosach modelki, blask aż bije.
Farba zawiera oksydant 9%.
Odrosty modelki to jakiś średni blond coś koło poziomu 7/8 i farbą tą przyciemniła wcześniejszy jasny blond.

Z relacji modelki: odrosty są bardzo ładnie pokryte, na długości jest dość chłodno, ale się wypłucze jeszcze pewnie. Sugerowałam się numeracją, że skoro perłowy blond to 12/9, to 12/8 nie będzie duuużo ciemniejszy (a jednak jest). Wydaje mi się, że to odcień perłowo-popielaty.

Jak widać włosy kondycyjnie nie ucierpiały, dlatego polecamy!
Jak Wam się podoba?




wtorek, 15 października 2013

Keratynowe wygładzanie (prostowanie) włosów

Dziś wyczekany przez Was post z moją opinią nt. keratynowego wygładzania włosów, nazywanego też prostowaniem.

Od jakiegoś czasu włosy proste są trendy. Właściwie to już od co najmniej kilku sezonów projektanci i styliści lansują idealnie gładkie, lśniące proste włosy w swoich stylizacjach.
Za czasów młodości mojej mamy, mówiło się o tej fryzurze "włosy na topielicę".
Więc kto nie chciałby choć przez jakiś czas cieszyć się bezproblemowymi, idealnie gładkimi i lśniącymi niczym tafla włosami? Chyba nie ma takiego...
Producenci największych firm kosmetycznych stanęli na wysokości zadania i na rynek w podobnym czasie weszły 2 fryzjerskie nowości: trwałe chemiczne prostowanie włosów i zabieg keratynowego wygładzenia (prostowania) włosów. O ile pierwsza z nowinek okazała się dosyć "bolesna" w skutkach, ale mimo to trwały efekt kusi, o tyle druga miała być niczym nie zagrażającym, idealnym pielęgnacyjnym rozwiązaniem z tą tylko niedogodnością, że aby efekty były stałe, zabieg należałoby powtarzać wg potrzeb max co 4 miesiące.
Po kilku latach od wejścia na rynek do głosu doszły niestety również wady danych zabiegów i szum dobrej reklamy przycichł...

                                                                    źródło internet

Nie będę skupiać się w tym poście na przebiegu procesu keratynowego prostowania.
Najbardziej znanymi w tym względzie jest chyba popularne Global keratin,  Encanto (prostowanie brazylijskie) i Chi enviro Farouka.
Idee zabiegów są wzniosłe: bezpieczny system prostujący, głęboka regeneracja, mocniejsze włosy, miękkość, gładkość, niesamowity blask, modelowanie zajmujące niewiele czasu. Do tego możliwy do stosowania na włosach zniszczonych- rozjaśnianych, po trwałej itp.
Zaleca się jednak koloryzacje nie wcześniej niż 2 tyg przed zabiegiem lub po nim.
Najbardziej spektakularne efekty uzyskujemy na włosach bardzo zniszczonych, nie jest to jednak dziwne, ponieważ wprasowana keratyna "zakleja" nam uszkodzenia i uzyskujemy efekt WOW!
O samym zabiegu mówi się, że jest bardzo bezpieczny- mogą go wykonywać i poddawać się mu kobiety w ciąży czy alergicy. Mnie zastanawia jednak dlaczego sugeruje się, by preparaty nie miały styczności ze skórą głowy? Nakładamy je wszak kilka cm poniżej albo pasma zabezpieczamy folią...? Czyżby preparaty nie były aż tak delikatne i bezpieczne jak głosi reklama? ;) Tak samo jak zastanawiają mnie gryzące opary, które się wydzielają i oczy łzawią...i kontrowersyjne substancje zawarte w preparacie.
Za podobnie mało pielęgnujące i mało delikatne uważam wprasowywanie gorącą prostownicą, na lekko wilgotne bądź agresywnie wysuszone włosy ( bo przecież robi się to szybko a sam zabieg i tak zajmuje kilka godzin), wielokrotnie keratyny. Wiele osób boi się używać prostownicy np. tylko po myciu czy na wielkie wyjścia, ze względu na wysuszenie i niszczenie włosów, a tu robimy coś podobnego tyle, że w gorszym wydaniu, bo włosy idealnie suche najczęściej nie są.
Dla najlepszych i najtrwalszych efektów należy stosować odpowiednią pielęgnację po zabiegu, odpowiednie kosmetyki ( profesjonalnie są to najczęściej linie wygładzające).

Efekty po zabiegu są najczęściej oszałamiające i spektakularne.
Zdecydowana większość poddanych zabiegowi głów wygląda jak z reklamy.
Pełni entuzjazmu i zachwytu wracamy do domu, często kupując do kompletu odpowiednie kosmetyki do pielęgnacji.

Kiedy czar pryska?
Najczęściej w momencie, gdy keratyna zaczyna się wypłukiwać i naszym oczom ukazują się zniszczenia i stan włosów sprzed zabiegu, a zdarza się, że i gorszy. Zwłaszcza keratyna wypłukuje się szybko z włosów mocno zniszczonych przed zabiegiem. Zdarza się, że już po około miesiącu należałoby zabieg powtórzyć.
Nie byłabym jednak wielką entuzjastką powtarzania tego zabiegu przed całkowitym wypłukaniem się poprzedniej dawki keratyny, wiemy przecież jak reagują włosy "rozsadzone" ilością farby bezamoniakowej...
Często włosy tracą objętość, miłym może być to dla osób o włosach gęstych i nadmiernie puszystych, jeżeli jednak macie włosy cienkie i rzadkie może ogarnąć was przerażenie; na szczęście ta utrata objętości jest odwracalna.

Swoich włosów nie poddawałam zabiegowi keratynowego wygładzania nigdy i nie zamierzam tego robić. Nie lubię "nietrwałych" efektów i jednak sporego ryzyka pogorszenia obecnego, wypracowanego stanu włosów.
Jeżeli kiedyś miałabym poddać włosy prostowaniu to sądzę, że byłoby to chemiczne trwałe prostowanie, by efekt był "na zawsze". Wyklucza mnie jednakże póki co mocne rozjaśnianie koloru, a blond jest mi bliższy niż gładkie topielicowe włosy ;)

Największymi minusami keratynowego wygładzania są:
- możliwość niepowodzenia zabiegu
- pogorszenie stanu włosów, gdy zabieg się nie uda- spalone, zgumowane włosy
- nietrwały efekt, czasem bardzo- 3 tygodnie i koniec...
- ukazujące się zniszczenia po jakimś czasie
- cena i pracochłonność zabiegu
- nadmierna utrata objętości
- włosy mogą być gładkie, ale niekoniecznie idealnie proste

Do plusów należą:
- efekt wymarzonej tafli
- bezproblemowość w dalszej pielęgnacji włosów (o ile mamy odpowiednie kosmetyki)
- nietrwały efekt- zawsze możemy wrócić do stanu wyjściowego
- możliwość wykonania zabiegu w domu (choć nie byłabym tu wielką optymistką, bo wiele z nas ma gówniane prostownice, które niweczą powodzenie zabiegu)

Gdybym miała udać się na ten zabieg, wybrałabym salon "firmowy", który posiada odpowiednie certyfikaty i dyplomy z przeszkolenia fryzjerek (wtedy mamy gwarancję poprawności przeprowadzenia zabiegu i zminimalizowane ryzyko sfałszowanych produktów "podróbek") ale polecany też pocztą pantoflową.
Warto jednak pamiętać, że jak każdy zabieg tak i ten może się nie udać i jeżeli mamy piękne własne długie włosy i na pewno nie chcielibyśmy poddać ich drastycznemu cięciu (w skrajnym wypadku) to może nie warto uszczęśliwiać się na siłę ;)
Na pewno odradzałabym ten zabieg na włosach bardzo cienkich, delikatnych, "dziecięcych" i rzadkich wypadających.
Jeżeli mamy "nóż na gardle", a nasze włosy doprowadzają nas do rozpaczy swoim stanem- może warto spróbować tego zabiegu jako ostatniej deski ratunku przed definitywnym strzyżeniem?
Tak więc jednoznacznie Wam nie odpowiem czy polecam, czy też nie polecam ;)
Ostateczne efekty zależą indywidualnie od włosów i dopasowania do nich produktów jak i poprawności przeprowadzonego zabiegu, dobrze jednak mieć świadomość, że nie jest to do końca bajkowy zabieg jaki ukazują nam przepiękne reklamy produktów do keratynowego wygładzania i ma swoje wady i zalety.

A jaka jest wasza opinia?

poniedziałek, 14 października 2013

Porowatość włosów czyli bzdury jakimi "karmi" nas internet.

Witajcie Kochani!
Miało być dziś o keratynowym wygładzaniu, jednak mam chyba ważniejszy i bardziej niecierpiący zwłoki temat na bloga. Zasypujecie mnie mailami z dręczącym pytaniem, jak to jest z tą porowatością włosów?

Nie ukrywam, że temat trochę mnie drażni. Może głównie dlatego, że naczytacie się głupot na blogach, a przyjmujecie to za pewnik i wiedzę prawie encyklopedyczną. A potem mnie zadręczacie, nie to, że mi przeszkadzają maile od was, ale kiedy czytam takie herezje w którejś z rzędu korespondencji, to mnie krew zalewa...

Włosy mają "jakąś porowatość". Taki jest fakt, mamy na to dowody w postaci choćby cech budowy włosa i jego higroskopijności. Jedne mają większą, inne mniejszą, co realnie oznacza, że chłoną do wnętrza mniej lub więcej wody/płynów/substancji odżywczych/wilgoci z powietrza itp. Łuski włosa w bardzo porowatych włosach odstają jak nieregularne dachówki, więc i dostęp do wnętrza takiego włosa jest prostszy. Znów włosy niskoporowate mają łuskę równomiernie i gładko ułożoną, mniej więc chłoną i mniej oddają.
Zupełnie jak materiał- np. bawełna chłonie mnóstwo wody i długo schnie, tymczasem syntetyki prawie nie nasiąkają i momentalnie schną.
I wszyscy powinni to wiedzieć, nie wiem po co ja to w ogóle pisze...

                                                              źródło internet

Tymczasem co rusz nacinam się na bzdury w stylu:

Farba i wł. nisko/wysokoporowate- włosy niskoporowate gorzej się farbują? Naprawdę?;] chyba osoba, która to pisze w życiu nie farbowała różnych gatunków włosów! Nie ma łatwiejszych włosów do zafarbowania niż włosy niskoporowate, proste, gładkie i normalne/grube. Największy koszmar kolorysty to włosy kręcone, wysokoporowate, zniszczone, falowane i cienkie, takie żrą farby podwójne (jak nie potrójne) ilości i do tego nierównomiernie.

Test jak sprawdzić porowatość- tak chodzi o to wrzucenie kilku włosów do szklanki z wodą i oberwowanie ich kilka minut, kiedy zatoną. Szybko zatoneły- przed upływem 3 minut to wysokoporowate. G* prawda! A ciężar włosa i jego grubość to pies? ;]

Test dotykowy czyli jeździmy palcami po pojedynczym włosku ;D No nie wierze... jeśli jest chropowaty to wysokopory, jeśli gładki i śliski niskoporowate. Pomijamy tu ważną kwestię, że włosy cienkie w ten sposób są nie do zbadania ;P Tymczasem szorstkość możemy czuć różną w zależności nie tylko od gatunku włosów, ale i stosowanych kosmetyków.

Włosy wysokoporowate szybko chłoną wodę i szybko schną- bzdura totalna!
Jeżeli ktoś ma wysokoporowate włosy to owszem, szybko naciagają wody, ale nie schną szybko! Wręcz przeciwnie, naciągają tyle wody, że np. podczas osuszania można spokojnie zużyć 2 ręczniki, bo przy jednym i chodzeniu w turbanie nawet pół godziny, po zdjęciu go, będzie nam kapała woda po plecach przez kolejne pół godziny- i to nie jest kwestia odciskania dłońmi wody z włosów. Zgodzę się, że na takich włosach obserwujemy nadmierne "oddawanie" wilgoci na końcówkach, już po około dobie od umycia włosów mamy suche końcówki.
Jeżeli mamy włosy cienkie i gęste- będą schły niesamowicie długo (jestem tego przykładem).

Blask włosa i śliskość nie świadczy wyłącznie o porowatości- to kwestia stosowanych kosmetyków, genów, zniszczenia włosów, jakości wody w kranie i wielu innych! jeżeli chcemy tego typu kategoriami sprawdzać porowatość, należałoby to mierzyć na wlosach umytych ziołowym szamponem, bez jakiejkolwiek odżywki i po wyschnięciu.

Podatność na stylizacje- znów się powtórzę, że to żadne kryterium!
Włosy badzo zniszczone i przez to wysokoporowate nie utrzymają żadnego kształtu, tylko będą wyglądać jak miotła ( a wg teorii mają wspaniale trzymać kształt), znów włosy niskoporowate o ile nie są szkliste, będą całkiem dobrze trzymać kształty. Pomijam kwestie, że do danej stylizacji powinno użyć się odpowiedniego stylizatora i dostosowanego również do rodzaju włosa oprócz fryzury.

Suszenie włosów nie wpływa na to, czy włosy są wysokoporowate czy nie.
O ile ich nie spalimy gorącym powietrzem i długim suszeniem bez zabezpieczenia, o tyle nie ma to wpływu na porowatość- suszenie zgodnie z wzrostem włosa i chłodnym powietrzem nada gładkość, blask i nie zniszczy włosów- lepsze to niż siedzenie 10-12h z mokrymi włosami i prędsze ich zagniwanie niż schnięcie ;]

Faktem jest, że wszelkie czynności niszczące włosy, zwiększają ich porowatość.
Jak również to, że włosy kręcone/falowane zwykle są bardziej porowate, a proste mniej.

Nie odnajduję większego przełomu w pielęgnacji włosów pod względem ich porowatości, ponieważ w większości przypadków jakie zanalizowałam, jest to pielęgnacja właściwa dla włosów suchych/zniszczonych kontra normalnych/cienkich.
Nie rozumiem więc, wyśmiewania się z fryzjerów, którzy zalecają pielęgnację danych włosów wg linii kosmetycznej np. przychodzi do nas osoba z kręconymi suchymi włosami i zalecamy jej kosmetyki "cięższe" olejkowe dla nawilżenia, natłuszczenia i uelastycznienia włosa, a tu nie! Przecież ona ma włosy wysokoporowate i do takich powinna mieć kosmetyki- czyż to nie będą w 99% te same kosmetyki? ;) Albo osoba o prostych, gładkich, normalnej grubości czy cienkich włosach- zalecamy linię dla włosów naturalnych, by nadmiernie ich nie obciążyć...naprawdę jesteśmy tacy śmieszni? Kwestię silikonów, keratyny i inne sporne pozostawiam obok tematu, bo to już kwestia doboru do indywidualnego klienta- na ile chce włosami się codziennie zajmować i jaki tryb życia prowadzi.
Czasem mam uczucie, że coraz więcej amatorów chce być mądrzejszych od fachowców niczym jajko od kury, naprawdę.

Mam nadzieję, że udało mi się rozprawić z kolejną serią internetowych mitów ;)
Nie będę wklejać linków do blogów, z których zaczerpnęłam te rewelacje, nie chcę psuć reputacji niektórym blogerkom "włosomaniaczkom" ;)

Zachęcam do dyskusji ;*


 

czwartek, 10 października 2013

Pazurki 10.2013, biżu-zebra ;)

Nowy miesiąc i czas na nowe pazurki. Ostatnio tak zwlekam i je "przenaszam", że aż wstyd, szewc bez butów chodzi ;P
Inspiracją do moich nowych pazurków stała się... srebrna zawieszka!
Miałam ochotę na coś z lekką dziką nutką i w sumie, zdobienie może też kojarzyć się z zebrą.
Niemniej myślę, że udało mi się oddać ducha inspiracji w mojej pracy ;) oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie dorzuciła odrobinki brokatu, musi się świecić i już!
Ale jak na mnie to i tak jest delikatnie.




                                                         
Materiały:
-lakierożel (hybryda)
- żel uv biały (2 odcienie biel kremowa i kredowa)
- brokat róż irys i biały opalizujący na niebiesko

środa, 9 października 2013

Eyeliner eye studio lasting drama gel liner od Maybelline

Dziś kompletnie nie w temacie fryzjerstwa, ale muszę sprzedać Wam nowinkę jeżeli jeszcze nie znacie tego produktu!
Naprawdę rzadko zdarza się, żebym była tak zachwycona nowym kosmetycznym nabytkiem.

Od kilku lat borykam się z problemem wrażliwych na kosmetyki do makijażu oczu.
Na początku pojawiło się "uczulenie" na kredki, kiedy malowałam nimi linię wodną. Oczy momentalnie szczypały, łzawiły tak, że potrafił mi się makijaż rozmazać, po kilku godzinach oczy robiły się czerwone jak u królika, a po zmyciu makijażu nie mogłam zasnąć, bo przy zamkniętych powiekach oczy piekły niemiłosiernie i miałam uczucie piachu pod powiekami.
Kolejny poranek był dalszym ciągiem horroru, bo budziłam się z oczami zaklejonymi ropą...i tak mijało kolejne kilka dni.
Robilam cuda, zmieniłam wszystkie kredki jakie miałam ( bo może po terminie ważności, może za tanie, może...to czy tamto).
Nic nie dało.
W końcu z wielkim żalem przestałam malować się kredkami ;(

Niestety spokój nie trwał zbyt długo- doszło uwrażliwienie na wszelkie cienie sypkie do oczu. Powyższe reakcje wystepowały właściwie już od razu po zakończeniu malowania.
Przez ostatnie 2 lata mój makijaż to głównie sam tusz do rzęs- na grubo, bo lubię mocno podkreślone oczy. Jakieś extra wyjście to użeranie się z cieniami i cierpienie po ;/ np. na ślubie.
Aż przyszło mi olśnienie, żeby wypróbować eyeliner w żelu- zwykle eyelinery mi nie pasują, bo robię nimi zbyt cienkie kreski, a kiedy próbuję je pogrubić to wychodzi mi krzywo ;/
Pogrzebałam więc w internecie po ofertach różnych kosmetycznych marek, a że Rossmann kusił obniżką 20% na kosmetyki do makijażu oczu, no to rozumiecie ;)
Wybrałam eyeliner żelowy z Maybelline, koszt w promocji jakieś 20zł, bez około 28zl. Uważam, że tanioszka, bo jest tak niesamowicie wydajny, że wystarczy mi chyba na pół roku do roku codziennego używania. Miłym gestem producenta jest dołożenie pędzelka w komplecie.
Pierwsze malowanie trochę mnie stresowało, pomyślałam: "ale będzie klapa...to będzie najbardziej krzywa kreska jaką świat widział", a było...genialnie! Konsystencja idealna, maluje się banalnie prosto i naprawdę ciężko jest kreskę tym pędzelkiem wykonać krzywo.
Kolejne wielkie plusy produktu to wodoodporność i 24h trwałość- na sobie sprawdziłam trwałość około 12h bez żadnych poprawek! Wybrałam dla siebie czarny- czerń jest pięknie nasycona.

Do tego zrobiłam test (raz się żyje) i pomalowałam nim linię wodną. Efekt bombowy, wszystko się trzyma, nie rozmazuje, nic nie piecze i po nocy zero podrażnień!
Z tej radości wszystkie czarne kredki jakie trzymałam jeszcze w domu z sentymentu, wywaliłam do śmietnika ;D
Niekwestionowanie mój hit do makijażu oczu!
Obecnie testuję jeszcze cienie kremowo-żelowe Tattoo, jestem również z nich póki co bardzo zadowolona ( nie uczulają mnie co najważniejsze, są trwałe i pięknie lśnią).

Fotki słabej jakości, bo robiłam "na biegu" przed wyjściem do pracy i bateria mi padła, ale może coś tam zobaczycie ;)

Lubicie eyelinery? Jakie są wasze ulubione?






poniedziałek, 7 października 2013

Post jubileuszowy 2mln wyświetleń i 50 faktów o mnie i moim życiu.

Wpis na wasze specjalne życzenie ;)
Do tego mamy małe święto na blogu, stuknęło nam 2mln wyświetleń.
Pokazywałam Wam już, że tego bloga czyta właściwie cały świat tutaj: KLIK!
W ciągu tego roku do czytelników dołączyła Korea i Argentyna, więc bardzo mi miło ;*
W ostatnie niecałe 9 miesięcy odwiedzinami nabiliście kolejny milion wyświetleń ;D
Liczba obserwatorów przez ten czas prawie się podwoiła.
Chcieliście poznać mnie jeszcze bliżej, no to proszę bardzo ;*

1. Moimi wymarzonymi/planowanymi zawodami były: policjantka ( odpadło jako pierwsze, ponieważ w liceum zakochałam się w obecnym mężu i nie zdecydowałam na wyjazd do szkoły do Szczytna), nauczycielka j. polskiego ( studia filologiczne przerwałam na 3 roku po praktykach w szkole podstawowej; nie widziałam siebie przez większą część życia uczącą dzieci ortografii, sprawdzającej dyktanda i wałkującej co roku te same lektury ;/), stylistka paznokci (zrealizowane, zawsze lubiłam zadbane pazurki i piękne kreatywne zdobienia), fryzjerka (zrealizowane, choć miało być tylko zabawą i towarzyszeniem mojemu mężowi w studium policealnym, a przerodziło się w pasję). Myślałam jeszcze o kosmetyce, jednak zapału zabrakło ;)

2. Jestem zodiakalną panną. Ma to ten plus, że do końca życia będę mogła mówić o sobie jako o pannie, nie tylko mężatce ;D i koleżanki-singielki już nie dopiekają ;)



3. Moimi ukochanymi kwiatami są: (cięte) róże czerwone, (doniczkowe) storczyki <3 Dawniej kwiaty w ogóle mnie nie interesowały, potrafiłam zmarnować nawet kaktusy, jednak z wiekiem znalazłam czas dla kwiatów i zaczęło mi zależeć na upiększaniu mieszkanka. Uwielbiam patrzeć na nie godzinami, bardzo mnie to odpręża...


4. Staram się być perfekcyjną Panią domu. Choć wielu rzeczy jeszcze nie potrafię (piec w piekarniku, bo go nie mam) do wszystkiego dochodziłam sama lub z pomocą blondyn/ciotek/męża itp., ponieważ dopóki mieszkałam w domu rodzinnym, do moich obowiązków należało tylko odkurzanie i robienie zakupów. Uwielbiam zajmować się domem, sprzątać ( byle systematycznie, bo np. po wstawieniu nowych okien to mi ręce od syfu opadły i prawie się rozpłakałam nie wiedząc od czego zacząć sprzątanie- nie wynieśliśmy mebli, nie było jak i wszystko kompletnie było zapylone), gotować. Ulubionymi zajęciami domowymi są dla mnie pranie i zmywanie.

5. Mam dobrze rozwiniętą intuicję, więc bez trudu wróżę z kart, zdarzają mi się przepowiadające sny (wtedy wiem, że w dany weekend zadzwoni do mnie tata) albo przewidywanie wydarzeń jakie w krótkim czasie nastąpią. Kiedyś tego "zmysłu" się bałam, dziś traktuję jak dar.


6. Ludzie traktują mnie jak powierniczkę- nie ma chyba osoby wśród znajomych/przyjaciół, która nie przyszłaby do mnie po radę, nie zwierzała mi się i liczyła na trzeźwe spojrzenie na sytuację/problem. Zawsze służę pomocą i bez owijania przedstawiam sprawę jak ja to widzę- druga osoba może wtedy wyciągnąć wnioski i albo się zgodzić, albo podjąć wyzwanie wg swojego zdania. Grunt, że problem nie wydaje się już tak wielki i "klapki spadają z oczu".

7. Jestem dobrą swatką ;) Zdarzyło mi się doprowadzić kilka par do małżeństwa oraz zapobiec ich rozstaniu.

8. Nie mam kompleksów, serio ;) i mówię o tym śmiało.

9. Może to nieskromne, ale uważam się za ładną i zadbaną kobietę- znam swoją wartość i chyba nic na świecie tego nie zmieni.

10. Nienawidzę chodzić w spodniach czy płaskich butach- czuję się wtedy anty-sexownie ;(

11. Mam lęk wysokości. Jako dziecko nie miałam i łaziłam po drzewach jak chłopak ;D

12. Moimi ukochanymi zwierzakami są psy i króliki ;)

13. W domu mam tylko 2 kubki, z których pije, taka mała mania...reszta "zastawy szklankowo-kubkowej" jest dla gości lub męża. I bardzo się złościłam, kiedy widziałam, że gość dostał mój kubek np. na napój cz herbatę. Dziś mąż wie, które kubki są "nietykalne".

14. W swoim własnym domu chcę mieć zastawę stołową w róże- kocham porcelanę w róże.


15. Nie mogłabym nosić krótkich włosów, o ile na innych kobietach mi się podobają, zwłaszcza te niegrzeczne fryzurki z pazurem, o tyle ja muszę mieć długie rozpuszczone włosy i już!

16. Nie widzę siebie w innym kolorze włosów niż jaśniutki popielaty albo różany blond, z ciemnych- tylko brąz czekoladowy. Moim ideałem był różany blond Joanny, niestety wycofany ;(


17. Zawsze mam porządek w szafkach z ubraniami/butami. Nie wyobrażam sobie włożyć coś nie tam, gdzie zaplanowałam albo zwinąć ciuchy w kłębek i rzucić byle gdzie.

18. Przywiązuję się do wszystkiego co moje- czy to buty, czy torebka, pies czy szminka ;D I popadam w zły humor, gdy rzecz, którą uwielbiałam ulega zniszczeniu/zgubieniu itp.

19. Jestem bardzo uporządkowaną i "planową" osobą- wszystko robię wg wymyślonego w głowie planu, wieczorem przed snem układam sobie listę rzeczy do wykonania ns dnia.

20. Jeśli chcecie mnie zabić wprowadźcie do mojego życia chaos ;D Sama zrobię sobie krzywdę...

21. Miłość do porządku i planu sprawia, że jestem osobą mało spontaniczną, co nie oznacza, że nudną i że czasem nie kusze się na coś totalnie szalonego czego inni by się nigdy po mnie nie spodziewali!

22. Uważam, że udany sex wiele załatwia w związku ;) Dla mnie to podstawa stworzenia udanego związku i sądzę, że bez tego żaden związek długo by nie przetrwał (przynajmniej mój).

23. Nie ma dla mnie tematów tabu! Uważam, że tylko towarzystwo może być nieodpowiednie ( zbyt zamknięte na rozmowę) albo alkoholu za mało by zacząć trudny temat.

24. Nigdy nie odbiłabym chłopaka/narzeczonego/męża innej kobiecie, którą znam czy to koleżanka, przyjaciółka, znajoma...Dla mnie "zajęty" oznacza nietykalny. I nigdy nie zwiazałabym się z facetem "z odzysku" np. po siostrze, koleżance itp. W moim pojęciu jeżeli od początku nie zaiskrzyło to nie będzie miłość. Tak samo nie uznaje "odgrzewanych kotletów"- raz zerwane= skończone i zapomniane.

25. Kobietami, które podziwiam są Martyna Wojciechowska i Ania Przybylska. Ania jest także moim ideałem kobiecego piękna.



26. Kompletnie nie interesuję się polityką, ważnym dla mnie jest tylko tyle, żeby zwykłym ludziom żyło się dobrze.

27. Jestem strasznie pamiętliwa.

28. Nie wybaczam zawodów. Kiedy ktoś mnie zawiedzie, skrzywdzi, urazi itp. już nigdy nie dostaje ode mnie "czystej" karty, uraza do niego pozostaje, jednak nie wypominam tego co mnie zabolało. Po prostu już nigdy mu nie zaufam.

29. Stawiam na szczerość w relacjach, nawet jeśli miałoby to być nieprzyjemne- wolę prawdę niż słodkie kłamstwa.

30. Nie trawię ludzi fałszywych, dwulicowych, hipokrytów, "graczy".

31. Wyznaje zasadę, że nie każdy musi mnie kochać i ja nie muszę każdego- lepiej mieć mniejsze grono przyjaciół za to prawdziwych, niż milion znajomych, którzy w razie twojej krzywdy nie kiwną palcem.

32. Kiedy kogoś nie lubię, a życie zmusza mnie do kontaktów z nim- zachowuję lodowatą klasę- dosłownie.

33. Wieczorne spacery z mężem i z psem...to mój wymarzony relaks.

34. Nie potrafiłabym skrzywdzić innego człowieka dla swoich korzyści, iść po trupach...nie mogłabym patrzeć na siebie w lustrze.

35. Jestem perfekcjonistką, jeśli coś robię chcę to robić najlepiej na świecie i nigdy nie jestem do końca zadowolona ze swojej pracy- to trochę wyjaławia człowieka ;/

36. Odprężam się oglądając ulubione seriale "brazylijskie"( Meksyk, Argentyna, Brazylia) w tv, codziennie tylko godzinka jest moja! Często na nich płacze, a mój mężuś się ze mnie nabija...ale wiem, że mnie za to kocha, że wzruszam się czytając książki, oglądając seriale/bajki dla dzieci itp.


37. Uwielbiam bransoletki typu charms, pandora. Mam obie i "zamieszczam" na nich ważne wydarzenia w postaci zawieszek/koralików.

38. Moim największym grzechem zdrowotnym jest kawa na śniadanie (w moim wypadku nałóg do tego stopnia, że bez porannej kawki mam zły dzień ;/) i jedzenie pierwszego posiłku późnym popołudniem/wieczorem.

39. Moim największym marzeniem jest stworzyć kochającą się rodzinę i prowadzić mały biznesik, gdy dzieci podrosną- jakiś przydomowy salonik osiedlowy, nic bardzo ambitnego, ale ja lubię spokojne, nudne życie. Życie rodzinne i szczęście mojej rodziny jest dla mnie ważniejsze niż samorealizacja i kariera, gotowa jestem być osobą scalającą rodzinę i tą "sprzątającą" byle widzieć miłość na twarzach domowników.

40. Z domu wyprowadziłam się w kłótni mając 20 lat i zamieszkałam z obecnym mężem na stancji. Z mamą nie utrzymywałam przez ponad rok kontaktu. To był chyba najtrudniejszy moment w moim życiu poza wyjazdem taty do USA i to chyba najbardziej mnie wzmocniło i sprawiło, że szybko dorosłam.

41. Moje ulubione perfumy to C-thru charming <3


42. Wierzę, że w życiu nic nie dzieje się bez powodu.

43. Jestem zdecydowanie roślinożerna, mięso i słodycze mogłyby dla mnie nie istnieć.

44. Moim ulubionym materiałem jest kaszmir, mam słabość do sweterków.

45. Nienawidzę braku szacunku w ludziach- czy to do innych ludzi, czy to do zwierząt, roślin...wszystkiego co istnieje, a czego człowiek nie potrafi stworzyć, a umie jedynie krzywdzić i niszczyć.

46. Nie odróżniam laptopów od notebooków itp. Nie umiem pojąć czym to się różni i dlaczego jedne są tak drogie, a inne można mieć za kilka stówek ;D wiem, że w grę wchodzą parametry ale co jeszcze? i gdybym potrzebowała sprzętu przenośnego tylko do pisania bloga, korzystania z neta, obejrzenia okazyjnie jakiegoś filmu to w co powinnam zainwestować?

47. Mam uczulenie na jady wielu żądlących owadów. Jak się zdarzy pech, to tylko karetka i kłucie w tyłek, bo idzie pręga ;/

48. Nie lubię podróżować, nie kręci mnie zwiedzanie; wiem, dziwna jestem. 100% domatorka.

49. Nigdy nie oceniam nikogo "z góry", nie kieruję się stereotypami. Oczywiście intuicja podpowiada mi co mogę się po poznawanej osobie spodziewać, ale to czas i zawężenie relacji weryfikuje moje odczucia.

50. Uważam, że kluczem do świetnej komunikacji jest rozmowa...więcej rozmów...tysiące przegadanych godzin ;D

I to by było na tyle. Strasznie ciężko było napisać tyle "faktów" o sobie. Mam nadzieję, że dałam Wam się trochę poznać ;)
Może znajdzie się wśród Was jakaś moja bratnia dusza?

Ps. To czego sobie życzymy na kolejny milion wyświetleń?

czwartek, 3 października 2013

Szampon Eva natura therapy bawełna&brzoskwinia

Dziś recenzja, której nie mogliście się doczekać ;)

Nazwa: Eva natura therapy szampon bawełna&brzoskwinia
Kategoria: włosy suche, zniszczone, łamliwe
Obietnice: regeneracja, wygładzenie, miękkość, nawilżenie, poprawa sprężystości
Pochodzenie: Polska ( Łódź), Pollena-Ewa
Dostępność: Markety (Leclerc)
Cena: 7-8zł / 300ml
Wydajność: +
Zapach: morelowy, słodki
Kolor: perłowa brzoskwinia 
Konsystencja: średniogęsta
Pieni się: dobrze
Fajne składniki: ekstrakt z brzoskwini zwyczajnej, ekstrakt z pestek bawełny, olej z pestek bawełny, bez silikonów.
Zalety: dobrze tolerowany przez moją wrażliwą skórę, włosy po umyciu są bardzo miękkie, lekko dociąża włosy, włosy są długo świeże,  lekko puszyste, ale nie ulizane, świetnie wygładza na długości, włosy są sypkie i lśniące. Sprawdzi się u osób, które pragną wygładzenia i zdyscyplinowania włosów oraz przy włosach zniszczonych, rozjaśnianych i farbowanych blondach.
Wady: stosowany regularnie może (ale nie musi) przyczynić się do szybszego przetłuszczania i obciążenia włosów cienkich. U siebie tego nie zauważyłam.
Ocena: mój absolutny szamponowy hit! Wielbię! <3




wtorek, 1 października 2013

Farby do włosów z olejkami.

Dziś pragnę przedstawić Wam moje stanowisko odnośnie farb do włosów z olejami w składzie.
Odkąd nastała moda na wykorzystanie w kosmetykach do włosów różnego rodzaju olejków, czekałam niecierpliwie na powstanie trwałych farb do włosów opartych na olejkowej bazie.
Czy to się sprawdzi? Czy faktycznie farby o takiej strukturze będą mniej niszczące dla włosów, a przy tym otrzymamy doskonały, trwały kolor?
Producenci szybko podążyli za trendem i sklepowe półki (również te dla zwykłych konsumentów) zostały zalane przez farby o specjalnej olejowej formule.
Wymienię choć kilka profesjonalnych: Vitality's, Kallos, Screen, L'Oreal Inoa i Luocolor, Echosline seliar, FarmaVita i popularnych: Schwarzkopf Syoss Oleo Intense, Schwarzkopf palette deluxe, Garnier Olia.




Od razu zaznaczę, że nie miałam przyjemności pracować ze wszystkimi tego typu farbami obecnymi na rynku. Pracowałam z kilkoma, dodatkowo "poszerzałam horyzonty" śledząc internet i rozmawiając ze znajomymi z branży.
Moje spostrzeżenia są takie: podobnie jak farby o formule bez amoniaku, które były niesamowicie modne w ostatnich sezonach,  farby z olejkami mają jeszcze niedopracowane składy i działanie. Są momenty, w których sobie "nie radzą" i nie można tego przeskoczyć, chyba, że dołożymy sobie pracy, ale przecież to nie na tym rzecz polega.
Największym chyba ich minusem jest to, że posiadając naturalne włosy w kolorze ciemniejszym niż średni blond bądź bardzo podatny na rozjaśnienie ciemny blond, nie uzyskamy nimi czystych jasnych blondów. Jeśli nawet te blondy uzyskamy, to na odrostach żółkną/rudzieją w zastraszającym tempie max 2 tygodni. Pozostaje nam więc "zabawa dwuetapowa" , czyli pojaśnianie rozjaśniaczem wstępnie np. odrostów i tonowanie tego typu farbami. I tutaj też nie jest idealnie- kolor się wymywa, zupełnie jak tonery do kilkunastu myć i zdarza się to często.
Przy ciemnych kolorach jest troszkę lepiej i farby te się bronią, jednak możemy zapomnieć, że trwale przyciemnimy nimi włosy czy utrzymają nam się po np. dekoloryzacji. Pokrycie 100% siwizny też nie zawsze się udaje.
Kolejnym minusem może być wyższa cena niż wielu farb klasycznych.

Na plus na pewno jest ich aplikacja- formuły oleiste, żelowe, kremowe, komfort pracy i zabiegu na kliencie- raczej nie szczypią w skórę, nie mają tak intensywnego zapachu jak tradycyjne farby z amoniakiem, nie uszkadzają mocno skóry czy włosów podczas procesu farbowania.
Kolory zazwyczaj wychodzą zamierzone, przemilczmy temat bardzo jasnych blondów na opornym podkładzie. Włosy są lśniące, miękkie, zupełnie jakby nie były poddane żadnemu zabiegowi.

Jest też inne oblicze tych farb- podobnie jak przy większości farb bezamoniakowych, zdarza się, że włosy klientki źle reagują na taki typ farby i po koloryzacji włosy stają się suche, łamliwe, mogą wypadać (jest to odwracalne).

O moich osobistych doświadczeniach możecie przeczytać tutaj: KLIK!
Podrzucam Wam też doświadczenia Andy'ego: KLIK!
Nasze odczucia są podobne...
Stąd ciężko powiedzieć, czy polecam tego typu farby. Myślę, że każdy kogo kusi taka innowacja, musi sprawdzić na sobie, jak jego wlosy zareagują. Osobiście dalej preferuję prace na farbach tradycyjnych, ufam im 100% i wiem, czego mogę się po nich spodziewać. Nie zawodzą i umiem wyjść nimi z każdej sytuacji. I chociaż komfort zabiegu może jest mniejszy, to sądzę, że uzyskany wymarzony efekt jest w stanie zrekompensować pewne niewygody ;)
Dlatego uważam, że farby z olejkami są ciekawą nowinką, ale czy zostaną z nami na dłużej i okażą się hitem, to póki co wątpię...za kilka lat ulepszeń, zmian być może. Dziś nie.

A jakie są wasze opinie?